Po co największemu polskiemu ubezpieczycielowi również największe towarzystwo funduszy inwestycyjnych, zarządzające (po przejęciu Pioneera) 50 mld zł? Odpowiedź jest prosta – z aktywów tej wartości powiernik będzie mógł bez trudu wycisnąć 200 mln zł zysku netto rocznie. Po co klientom Pioneera i PZU takie połączenie? Odpowiedź nie jest już taka oczywista. Firmy zarządzające aktywami tych gabarytów są najczęściej jak nieruchliwe tankowce, którym ciężko zmienić kurs, gdy na horyzoncie pojawiają się kłopoty. Małe fundusze inwestycyjne, zarządzane przez niewielkie podmioty, przeważnie osiągają wyższe stopy zwrotu niż strategie inwestycyjne prowadzone przez największych.

Akurat PZU jest od tej reguły wyjątkiem – sobie tylko znanymi sposobami ubezpieczeniowa grupa, choć zarządza aż 30 mld aktywów, potrafi zarówno dla siebie, jak i swoich klientów osiągać w funduszach całkiem niezłe wyniki. Ale już fundusze Pioneera, na tle konkurencji, niczym szczególnym się nie wyróżniają. Czy eksperci z PZU, gdy pod ich opiekę trafi nagle kolejne 20 mld zł, będą potrafili zachować dotychczasową jakość? Życzę tego zarówno ich obecnym, jak i przyszłym klientom. Obawiam się jednak, że z perspektywy stóp zwrotu funduszy inwestycyjnych bilans tego połączenia może się okazać – w najlepszym wypadku – neutralny.