Choć trudno ocenić wagę każdego z tych wydarzeń i ich konsekwencje dla światowej gospodarki oraz sytuacji na giełdach, z łatwością można dostrzec różnice w zachowaniu inwestorów w okresie bezpośrednio je poprzedzającym.
Opcji zakładającej Brexit nikt się nie spodziewał, a przynajmniej nie „obstawiał" takiej możliwości na rynku, mimo że wynik referendum wcale nie był jednoznacznie przewidywalny i były sygnały, że należy się liczyć z niekorzystnym rozstrzygnięciem. Fakt, że wskazania sondaży ewoluowały od przewagi zwolenników wyjścia z Unii, poprzez wyrównywanie się sił, aż do lekkiego optymizmu wraz ze zbliżaniem się terminu referendum, a więc w kierunku odwrotnym, niż w przypadku amerykańskich wyborów, niewiele zmienia w kontekście zmian nastrojów na finiszu w USA. Sytuacja wciąż jest wysoce niepewna. Brytyjski FTSE100 w pierwszej połowie czerwca zaliczył 6 proc. spadek, korygujący wcześniejszą kilkumiesięczną tendencje wzrostową. Między 16 a 23 czerwca zyskał jednak 7 proc., a w przeddzień referendum wzrósł o 1,2 proc. Szok po ogłoszeniu wyników trwał na londyńskiej giełdzie zaledwie dwa dni, w trakcie których indeks spadł o 5,6 proc., choć przejściowo zniżka sięgała nawet 8,7 proc. Niemal identycznie zachowywały się niemiecki DAX i nowojorski S&P500, a także notowania euro i funta. Po sześciu tygodniach na głównych rynkach nie było już widać śladu po tych zawirowaniach, z wyjątkiem kursu brytyjskiej waluty, tracącej na wartości w kolejnych miesiącach, bijąc rekordy słabości, pomagając jednocześnie londyńskiej giełdzie. FTSE100 już w październiku zbliżył się do poziomu najwyższego w historii.