Ale – mówiąc brutalnie – problemy tych przedsiębiorców, choć poważne, nie są dla gospodarki jako całości kluczowe. Są jednak branże, takie jak budowlana, w których mogą one uruchomić lawinę kłopotów spowalniających rozwój kraju.
To od firm budowlanych zależy tempo realizacji inwestycji – od prowadzonych przez samych przedsiębiorców po wielkie projekty infrastrukturalne, za którymi stoi całe państwo. A inwestycje, które właśnie zaczęły rosnąć po wielomiesięcznej zapaści, są – obok popytu wewnętrznego i eksportu – jednym z filarów wzrostu gospodarczego.
Dzięki dobrej koniunkturze dynamicznie rozwija się też budownictwo mieszkaniowe, więc deweloperzy chcą szybko budować kolejne osiedla. Tylko majstrów brakuje. Według danych GUS branża budowlana jest drugą – po przetwórstwie przemysłowym – z tych, które najbardziej łakną ludzi, i jej potrzeby rosną najszybciej.
Według szacunków organizacji branżowych w tym roku płace na budowach poszły w górę w granicach 8–16 proc., ale to niewiele dało. Wciąż jeszcze sytuację ratują po części przybysze z Ukrainy, ale nie wiadomo, jak długo uda się ich utrzymać – wszak UE zniosła dla nich wizy.
Dostęp do wykwalifikowanej kadry jest utrudniony z uwagi na liczbę realizowanych w Polsce budów, a jeśli mocniej rozkręcą się inwestycje drogowe – i te rządowe, i samorządowe – naprawdę nie będzie komu budować. Już dziś zdarzają się przetargi, do których nie staje ani jedna firma.