Obecne władze chętnie posługują się słowem „zmiana". Wygląda jednak na to, że interpretują je jako zachętę do regularnej wymiany zarządów spółek zależnych od Skarbu Państwa. Oczywiście zjawisko wymiatania nie jest charakterystyczną cechą obecnej władzy, z podobnymi działaniami mieliśmy do czynienia i wcześniej. Ale skala obecnych zmian jest znacznie większa i – co gorsza – odbywają się one nie tylko w rytmie wyborczym, miała na nie wpływ także niedawna rekonfiguracja gabinetu.
Przydział firmowych synekur najwyraźniej odzwierciedla już nie tylko zmianę władzy, ale też modyfikacje w układzie jej sił. Przekłada się to także na przekazywanie opieki nad poszczególnymi firmami między resortami. Jak ujął to Andrzej Nartowski, specjalista od ładu korporacyjnego, średni termin przydatności prezesa spółki z udziałem Skarbu Państwa dramatycznie się skrócił. A to zły znak dla gospodarki, zwłaszcza w kontekście pobrzmiewających wciąż nawoływań do repolonizacji kolejnych firm i dążenia do tworzenia potężnych narodowych czempionów pod skrzydłami państwa.
Ktoś może powiedzieć, że to przywilej rządzących, którzy chcą obsadzać swoimi ludźmi firmy o strategicznym znaczeniu. Na pewno tak, pytanie jednak, jak to robią i do czego tak naprawdę mają służyć te przedsiębiorstwa. Czy mają to być spółki znaczące dla gospodarki, wnoszące duży wkład w rozwój kraju, czy też firmy, do których wysyła się zasłużonych dla władzy i z których wysysa się niezbędne budżetowi dywidendy?
Jeśli w grę wchodzić by miała ta pierwsza opcja, kadrowe karuzele na pewno temu nie służą. Trudno mówić o jakiejkolwiek ciągłości, długoterminowych strategiach, planach rozwoju, bo zawsze jest ryzyko, że kolejny zarząd przewróci wszystko do góry nogami. Oczywiście część traktowanych w ten sposób spółek jest na tyle duża, że jakoś się broni przed konsekwencjami zmian u steru, ale kto wie, gdzie mogłyby być i jakie przynosić zyski, gdyby były zarządzane w sposób bardziej stabilny i przewidywalny.
W idealnym świecie zależne od Skarbu Państwa firmy powinny być kierowane przez kompetentnych, niezależnych od władzy fachowców, rozliczanych ze wzrostu ich wartości i osiąganych wyników. Ale nie rozmawiamy o idealnym świecie, więc karuzela stanowisk kręcić się będzie dalej, raz wolniej, raz szybciej. Bez gwarancji, że w końcu w tym wesołym miasteczku nie dojdzie do katastrofy.