„...był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia" – tymi słowami zaczynał „Trylogię" Henryk Sienkiewicz. Pasują jak ulał do roku, który właśnie mija. Różne znaki pojawiały się wszędzie, skrzętnie zapisywane w moich felietonach. A nawet jak coś zaczynało się dobrze, kończyło się gorzej.
Zaczęło się optymistycznie: do kraju dotarła szczepionka, wzburzenie wywołała tylko grupa celebrytów, którzy załatwili sobie zastrzyki poza kolejnością. Wprawdzie trwała w najlepsze druga fala epidemii, a gospodarka była zamknięta na cztery spusty, ale pojawiła się nadzieja: skoro jest kolejka i próby jej obejścia, to z pewnością wszyscy rzucą się do upragnionych ampułek. Rząd puchł z dumy, na infolinię nie można się było dodzwonić, strona internetowa pozwalała spryciarzom zapisać się na kilka godzin przed oficjalnym terminem uruchomienia zapisów. I trwało to aż do połowy roku. A wtedy wszystko stanęło w miejscu.
Połowa Polaków ochrzciła się dumnym mianem antyszczepionkowców i nie tylko nie dała się zaszczepić, ale groźnymi warknięciami skłoniła rząd, by przypadkiem nie wprowadzał żadnych przywilejów dla zaszczepionych. No i mamy efekt: niepotrzebne tysiące zgonów, ledwie zipiącą służbę zdrowia i strach przed kolejnymi falami epidemii.
A z gospodarką jak było? Jeszcze na początku roku NBP szczycił się inflacją na poziomie zaledwie 2 proc. i grzmiał, że przy obecnym cudzie gospodarczym może nam co najwyżej grozić nadmiernie mocny złoty i spadek cen. Potem z miesiąca na miesiąc powtarzał, że wzrastające coraz szybciej ceny to tylko iluzja, a inflacja zaraz zacznie spadać. No i kończymy rok z przerażającym wzrostem cen, zwłaszcza gazu i energii. I przerażającym miotaniem się rządu, usiłującego za pomocą dziurawej tarczy walczyć z inflacją, choć – jak już kiedyś pisałem – z inflacją walczy się mieczem, a nie tarczą.
I to jeszcze nie wszystko! Kiedy latem żartobliwie zauważyłem, że rządzący rozpoczęli właśnie wojnę z trzema światowymi mocarstwami naraz (z USA, Unią Europejską i Izraelem), nie spodziewałem się, że konflikt będzie eskalować aż do poziomu zapowiadanej przez premiera „trzeciej wojny światowej". Ale sformułowana przeze mnie wówczas teza, że w odwecie Pegasus zamiast namierzać groźnych przeciwników rządu, zacznie przekazywać do Izraela poufne rozmowy premiera, prezydenta i najważniejszych polityków (i na koniec dostaniemy jeszcze do zapłaty fakturę za abonament), w jakiejś mierze chyba się sprawdza. No i jeszcze, żeby nas dobić: w piłce też rok zaczął się nieźle, od triumfu nad groźnym przeciwnikiem z San Marino i remisu z Węgrami. A skończył haniebną zdradą trenera Sousy.