Niestety, branża reklamowa jest skostniała i nie pali się do zmiany obecnego stanu rzeczy.
Jeden gracz na rynku
Już na pierwszy rzut oka podawane oficjalnie wyniki oglądalności poszczególnych stacji telewizyjnych mogą budzić poważne wątpliwości. Wbrew pozorom, nie jest to błaha sprawa dotycząca specjalistów od reklamy i małego wycinka rzeczywistości. Najpotężniejsze medium, jakim jest telewizja, ma moc wpływania na zjawiska kulturowe, społeczne, gospodarcze i polityczne. A to właśnie od oglądalności zależy, który nadawca ma tej mocy najwięcej.
Sam fakt, iż na rynku funkcjonuje od wielu lat tylko jedna firma, która dostarcza wyniki pomiarów oglądalności budzi poważne zastrzeżenia. Od lat ta sama firma – Nielsen - używając tego samego narzędzia, bada tę samą grupę 16 -49, która jakoby miałaby być najatrakcyjniejsza dla reklamodawców. Potem wyniki spływają do domów mediowych, które wpisują je w te same tabelki i wedle tej samej metody rekomendują reklamodawcom, w której stacji, przy jakiej produkcji wydać pieniądze na kampanie.
Jak to się dzieje, że wszystkie branże się rozwijają,, pojawiają się nowe pomysły, a o kształcie tak potężnego rynku reklamy telewizyjnej wciąż od lat może decydować de facto jeden gracz - nieweryfikowany przez nikogo Nielsen? Na 31,5 miliona wyemitowanych na wszystkich kanałach spotów reklamowych oficjalnie wydano w 2017 roku 27,4 miliarda złotych (bez uwzględnienia rabatów itp). I to wyniki badań tylko jednej firmy zdecydowały o tym jaka część tego ogromnego tortu do kogo trafi.
Ten stan rzeczy oczywiście odpowiada niektórym nadawcom, którzy na tym rynku pożywiają się najbardziej, czyli Polsatowi i TVN, które wyjadają wisienki, lukry i kremy, pozostawiając dla Telewizji Polskiej wysuszone ciasto. Ta, obciążona jeszcze tzw. misją, jawi się jak ubogi krewny, który zadowala się resztkami po pańskiej uczcie.