Oczywiście, podstawowe potrzeby musimy zaspokajać, ale o swoistej rozrzutności należy raczej zapomnieć. Tort do podziału dla handlowców więc się kurczy. W 2013 r. zniknąć ma rekordowa liczba prawie 7 tys. małych sklepów, a sama wartość rynku ma wzrosnąć zaledwie o 3,4 proc. wobec też niedużego skoku o 4 proc. w 2012 r. (w obu przypadkach to tylko niewiele ponad inflację). Z punktu widzenia przeciętnego Polaka takie zmiany mogą jednak przynieść pewne korzyści. Zaostrzona konkurencja wśród sprzedawców może doprowadzić do obniżenia cen i poprawy jakości obsługi. Tym bardziej że wielkie sieci handlowe zapowiadają dalszą ekspansję. Chcą uruchamiać całą masę nowych placówek i o klienta muszą czymś zawalczyć.
Z punktu widzenia całej gospodarki to jednak nie najlepsze perspektywy. Prognozy dotyczące handlu to kolejny gwóźdź do trumny dla całego popytu konsumpcyjnego. Mało optymistycznie wygląda przyszłość turystyki, rynku mieszkaniowego, motoryzacyjnego, a także firm usługowych – od tych drobnych zakładów fryzjerskich czy kosmetycznych po wielkie banki i firmy ubezpieczeniowe. Średnio konsumpcja w przyszłym roku ma wzrosnąć o 0,9 proc. Dla porównania, w kryzysowym 2009 r. ten wzrost wyniósł 2 proc., w „dobrym" 2008 roku – aż 6,1 proc.
Konsumpcja jest jednym z kluczowych składników wzrostu gospodarczego. Najtrudniejsze są i będą pierwsze miesiące roku. W obawie przed bezrobociem lub w reakcji na faktyczną utratę pracy Polacy będą liczyć każdy grosz. W drugiej połowie roku sytuacja ma się poprawić, bo mamy ruszyć na zakupy. Ale... Zachowanie konsumentów jest bardzo trudnym czynnikiem do przewidywania. Jeśli Polacy uznają, że wciąż ważniejsze niż wydawanie jest odbudowywanie oszczędności, konsumpcja wcale nie ruszy – ani w trzecim, ani czwartym kwartale przyszłego roku.