Poprzednicy też mieli z tym problemy.Kłopot bierze się stąd, że wnioskowany przez Polskę limit emisji na lata 2008 – 2012 w wysokości 284 mln ton, określony na podstawie strategii rozwoju poszczególnych branż przemysłu, został zredukowany o 26,7 proc.
Konieczne będzie zatem albo ograniczenie produkcji, albo dokupienie uprawnień do emisji na wolnym rynku, albo płacenie wysokich kar za złamanie limitów. Dlatego Polska musi skutecznie skarżyć postanowienie Komisji Europejskiej, skoro zawiedliśmy na polu zabiegów dyplomatycznych, które pomogły zwiększyć limity i Niemcom, i Słowakom chociażby.
Naszym atutem jest fakt, że już dawno nie jesteśmy trucicielem Europy. Stan środowiska poprawia się. Przyjęte w protokole z Kioto zobowiązanie zredukowania emisji gazów cieplarnianych o 6 proc. w stosunku do roku 1988 znacznie przekroczyliśmy, wysyłając do atmosfery aż o 32 proc. mniej gazów. A nasza gospodarka czy infrastruktura musi się rozwijać. Limity CO2 to zablokują!
208,5 mln ton CO2 rocznie dla Polski zostanie prawdopodobnie rozdzielone tak, że aż 110,7 mln ton trafi do elektrowni, a tylko 11 mln ton do hut i niemal tyle samo do cementowni. Pierwotne propozycje resortu środowiska przewidywały więcej zezwoleń dla tych ostatnich branż kosztem elektroenergetyki. Państwo powinno nagrodzić zakłady, które zainwestowały w nowoczesne technologie redukujące emisję CO2. Elektrownie nie mogą się tutaj pochwalić wielkimi osiągnięciami. Nacisk Ministra Skarbu był jednak tak silny, że minister środowiska musiał ustąpić, wystawiając cementownie czy producentów stali do wiatru.
Jakby tego było mało, Bruksela chce, aby uprawnienia do emisji dwutlenku węgla przestały być rozdzielane za darmo i były od 2014 r. sprzedawane na ogólnoeuropejskich aukcjach. Polska energetyka musiałaby rywalizować cenowo z gigantami światowymi. Wiadomo, że byłaby to walka bez szans. Chyba że wcześniej giganci kupiliby nasze zakłady. Koszty udziału w aukcjach przeniosłyby się na ceny energii.