Gwiazdor finansów

Prezes Banku JP Morgan Chase. Połączenie intuicji i umiejętności chłodnej analizy pozwoliło mu uchronić JP Morgan przed skutkami kryzysu na rynku finansowym

Publikacja: 27.09.2008 02:01

James L. Dimon, prezes JP Morgan Chase, już dwa lata temu przewidział niebezpieczeństwa związane z k

James L. Dimon, prezes JP Morgan Chase, już dwa lata temu przewidział niebezpieczeństwa związane z kryzysem na rynku subprime

Foto: AP

Już jesienią 2006 r. zorientował się, jakie mogą być konsekwencje kryzysu na rynku kredytów subprime. Dopadł więc telefonicznie przebywającego na urlopie w Rwandzie szefa działu produktów strukturyzowanych Williama Kinga i kazał mu pozbyć się większości niebezpiecznych papierów. To telefoniczne polecenie – podkreśla magazyn „Fortune” – zapoczątkowało mistrzowską zmianę strategii, która pozwoliła JP Morgan, jako praktycznie jedynemu z wielkich banków, uniknąć skutków najgorszego w ostatnich dekadach kryzysu finansowego.

Nie oznacza to, że JP Morgan nie ma obecnie żadnych kłopotów. Do tej pory odpisał na straty 14,3 mld dolarów. Jest to jednak niewiele w porównaniu z rywalami.

Kondycja JP Morgan jest na tyle dobra, że bank mógł pozwolić sobie w marcu na kupno bankrutującego Bear Stearnsa, co zapobiegło wtedy eskalacji kryzysu. Kosztowało to Dimona trzy bezsenne noce negocjacji z resortem finansów i bankiem centralnym oraz 1,2 mld dol.

Kupno Bear Stearnsa nie było łatwe, ale jeszcze trudniejsze będzie zarządzanie tą instytucją. – Może tego dokonać tylko Dimon, główny rozgrywający naszych czasów – uważa „Time”.

Dimon to bardzo barwna postać – otwarty w wypowiedziach, dosadny w słowach, nieznający lęku. Urodził się w 1953 r. w Nowym Jorku. Jego dziadek, grecki imigrant ze Smyrny, był maklerem i wszystko, czego nauczył się w tym zawodzie, przekazał synowi i partnerowi w interesach, Teodorowi. Pracowali razem przez 19 lat, a James terminował w ich firmie podczas letnich wakacji.

Sam James ukończył psychologię i ekonomię na Tufts University i zdobył tytuł MBA na Harvard Business School. Świeżego absolwenta kusiły ofertami pracy Goldman Sachs i Morgan Stanley. Sandy Weill przekonał go jednak, by odrzucił te propozycje i został jego asystentem w American Express. Nie mógł dać mu takich samych pieniędzy jak oba banki inwestycyjne, ale obiecał mu frajdę z pracy. Na skutek wewnętrznych walk o wpływy Weill odszedł z AE w 1985 r., a Demon poszedł za nim. Obaj przejęli firmę kredytów konsumpcyjnych Commercial Credit. Dzięki kolejnym śmiałym fuzjom i zakupom stworzyli w 1998 r. największy na świecie konglomerat usług finansowych – Citigroup.

Dimon opuścił Citi w listopadzie 1998 r. W 2000 r. został szefem piątego banku, w USA Bank One, a w 2004 r. JP Morgan Chase, gdy ten przejął Bank One.

„Time Magazine” umieścił go w 2006 r. na liście 100 najbardziej wpływowych osobistości, a „Fortune” dał mu 19. miejsce w rankingu najlepiej opłacanych szefów firm w USA w 2006 r. Ocenił łączne zarobki Dimona na 41,2 mln dolarów.

Już jesienią 2006 r. zorientował się, jakie mogą być konsekwencje kryzysu na rynku kredytów subprime. Dopadł więc telefonicznie przebywającego na urlopie w Rwandzie szefa działu produktów strukturyzowanych Williama Kinga i kazał mu pozbyć się większości niebezpiecznych papierów. To telefoniczne polecenie – podkreśla magazyn „Fortune” – zapoczątkowało mistrzowską zmianę strategii, która pozwoliła JP Morgan, jako praktycznie jedynemu z wielkich banków, uniknąć skutków najgorszego w ostatnich dekadach kryzysu finansowego.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację