W ciągu kilku dni, mając odpowiedni portfel, można zarobić 20 – 30 proc. Ale łatwo też o stratę, której odrobienie, np. na rynku instrumentów pochodnych, może trwać lata.
Tradycyjną miarą zmienności rynku jest odchylenie standardowe. W długim okresie dla rynku akcji wynosi ono ok. 15 proc. Obecnie obserwujemy wzrost tego wskaźnika do ponad 30 proc., a w krótszych okresach do 40 – 60 proc. Silną zmienność rynków obserwowaliśmy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat kilkakrotnie. Dziś niepokój budzi utrzymywanie się jej przez długi okres. Podobny stan rzeczy miał miejsce tylko w czasie wielkiego kryzysu.
Skąd się bierze i o czym świadczy ta duża zmienność? W znacznej mierze powodowana jest przez krótkoterminowych spekulantów, częściowo mniej świadomych inwestorów, innym razem przez profesjonalistów (fundusze hedgingowe) zarabiających na zwiększonej niepewności. Zmienność może być oznaką zbliżającej się zmiany trendu. Zwykle w kryzysach po okresie spadków i dużych wahań przychodził moment uspokojenia i wyciszenia rynku. Dopiero potem powracało zaufanie i silne odbicie.
Dziś, gdy prawdopodobieństwo straty jest zbyt duże, inwestorzy decydują się na przeczekanie. Wypłacają oszczędności z bardziej ryzykownych instrumentów. Liczba aktywnych graczy znacząco spada, a najbardziej fundamentalnie niekorzystne informacje nie są w stanie pogłębić silnych spadków. W efekcie w pewnym momencie na rynku pozostają tylko długoterminowi inwestorzy, np. fundusze emerytalne, które skutecznie stabilizują rynek.
Niepewność ma też ogromny wpływ na gospodarkę realną. Firmy, nie mogąc przewidzieć nadchodzących wydarzeń, odkładają inwestycje. Efekt to zahamowanie rozwoju gospodarki. Gospodarstwa domowe, widząc spadki na giełdzie czy też czytając o planowanych zwolnieniach w firmach, starają się ograniczyć konsumpcję. A ponieważ konsumpcja i inwestycje decydują o wzroście gospodarczym, spada jego tempo, co w skrajnych przypadkach może prowadzić nawet do recesji.