W porę jednak – a rozstrzygnięcie ważyło się do ostatniej chwili – wejście do gry włoskiego Fiata uratowało sytuację, której konsekwencje nie tylko dla USA byłyby ogromne. Bo choć upadek następuje formalnie, to firma nie ulegnie likwidacji.
Co zdecydowało o porażce? Nadmierna ufność w swą potęgę, niesprzyjające otoczenie rynkowe, coraz bardziej wyśrubowane normy zużycia paliwa i ekologiczne nakazujące kolosalne nakłady na badania. Przytłaczającym ciężarem okazały się także gigantyczne zobowiązania wynikające z programów ochrony pracowników. Podobne zresztą obciążenia są jednym z elementów dobijających GM.
Nasuwa się refleksja dotycząca współodpowiedzialności za firmę ze strony związków zawodowych. Ich istotna rola społeczna jest bezdyskusyjna. Jednak w niektórych przypadkach pogoń za przywilejami, które można wymusić na pracodawcy prośbą lub groźbą, może doprowadzić do zachwiania kondycji firmy lub torpedować wysiłki na rzecz jej uratowania, tak jak to było choćby w przypadku włoskich linii lotniczych Alitalia.
Najnowsze doświadczenie włosko-amerykańskie ma jeszcze jeden zaskakujący, a ważny wydźwięk polski. To auta z Tych mają być przepustką dla Fiata na amerykański rynek. To polscy eksperci mają służyć wiedzą i doświadczeniem dotyczącym produkcji małych aut specjalistom z Chryslera, bądź co bądź najbardziej zaawansowanego technicznie z amerykańskich gigantów motoryzacyjnych.
W tym kontekście należy mieć tylko nadzieję, że nowo powstały potentat pójdzie raczej ścieżką współpracy Nissana i Renault, niż Chryslera z Daimlerem.