Podział narodowego operatora byłby niewątpliwie bardzo ciekawym eksperymentem, który – z wyjątkiem Wielkiej Brytanii – nie został przeprowadzony konsekwentnie w żadnym europejskim kraju.
Przykład Wielkiej Brytanii jest zresztą zachęcający. BT, czyli dawne British Telecom, mimo pokawałkowania nadal inwestuje, i to w najnowocześniejszą infrastrukturę telekomunikacyjną w Unii Europejskiej.
Ale też z eksperymentami różnie bywa, może więc dobrze, że nad Wisłą szykuje się zwykły kompromis. Chociaż „zwykły” to złe słowo, lepsze byłoby „spektakularny”. Oto dwaj już wręcz ikoniczni rywale polskiej gospodarki – były monopolista i nieuznająca żadnych półśrodków prezes UKE – w końcu podają sobie rękę.
Można się zastanawiać, co skłoniło strony do ugodowej postawy. Naciski Skarbu Państwa, który chce się pozbyć resztówek TP i pewnie nie życzy sobie zamieszania wokół spółki, które mogłoby obniżyć jej cenę? Nawet jeżeli tak było, to zarówno dla UKE, jak i dla władz TP kompromis i tak jest najlepszym wyjściem. Dzięki niemu urząd przeprowadzi swoją reformę szybciej, a więc wykaże się skutecznością. A zarząd TP uchroni spółkę przed katastrofą jej kursu na giełdzie, którą niewątpliwie spowodowałaby decyzja o podziale.