Marketingowy savoir-vivre

Jako klient jednego z internetowych banków co rusz jestem bombardowany super-hiper-złoto-platynowymi ofertami. Jednak miałbym kłopot z przedstawieniem, o co w nich chodzi, bowiem ich nie czytam.

Publikacja: 07.08.2009 03:22

I to bynajmniej nie dlatego, że nie chcę w szybkim tempie zostać bardzo bogaty, nie ponosząc przy tym żadnego ryzyka. Bo wstyd się przyznać – chcę. Ale dlatego, że już po pierwszym zdaniu czuję się urażony i rezygnuję z wielkiej szansy pomnożenia bogactwa.

Otóż każda z tych superofert zaczyna się od okrzyku: „WEŹ los w swoje ręce...”, „czy już ZAPISAŁEŚ SIĘ na nasz brylantowy program...”, „nie PRZEGAP szansy...” itp.

A ja nie wiem, czy to do mnie. Mój PESEL zaczyna się w najniższej strefie dekady lat 50., dochody też powyżej średniej, obroty na rachunku również raczej człowieka dojrzałego, a tu – ci, co o mnie wszystko wiedzą – piszą per TY.

Dla sprawdzenia, czy za tym wszystkim nie stoi jakaś bezduszna maszyna, nawiązuję kontakt w półrealu, czyli dzwonię na infolinię. Tam po ścieżce zdrowia w postaci PIN-ów, numerów rachunku, telekodów, nazwiska rodowego prababki z linii ojca, odzywa się żywy radosny głos i po sakramentalnej formułce: „w czym mogę pomóc?”, zaczyna rozmowę.

I o dziwo używa trzy razy w jednym zdaniu zwrotu „pan”, „proszę pana”, a nawet pod koniec „panie Mieczysławie”, co prawdopodobnie uznaje za szczyt salonowej galanterii. A więc jednak zwrot per TY nie jest jedynym znanym w podręczniku kontaktów z klientem.

Na wszelki wypadek sprawdzam, jak to wygląda w kontaktach pisemnych. Wysyłam e-mail z wątpliwościami, czy forma „ja równiacha, ty równiacha” jest właściwa dla kontaktów banku z klientem. Dostaję odpowiedź zaczynającą się od słów „Szanowny Panie” i dalej: „używając zwrotów bezpośrednich w stosunku do Klienta, które odpowiadają standardom nowoczesnego marketingu, staramy się podkreślić naszą ścisłą więź z Nim i robimy to w kontekście najwyższego szacunku dla Jego Osoby” (wersja oryginalna).

Tak więc nadal, miotając się między byciem nowoczesnym a poczuciem własnej godności, wybieram to drugie. I wrzucam ofertę do kosza.

I to bynajmniej nie dlatego, że nie chcę w szybkim tempie zostać bardzo bogaty, nie ponosząc przy tym żadnego ryzyka. Bo wstyd się przyznać – chcę. Ale dlatego, że już po pierwszym zdaniu czuję się urażony i rezygnuję z wielkiej szansy pomnożenia bogactwa.

Otóż każda z tych superofert zaczyna się od okrzyku: „WEŹ los w swoje ręce...”, „czy już ZAPISAŁEŚ SIĘ na nasz brylantowy program...”, „nie PRZEGAP szansy...” itp.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację