Chciwość (nie) jest dobra?

Michael Douglas stracił na giełdowym krachu 40 proc. swego majątku, Nicholas Cage cztery posiadłości. Prince ma kilka milionów długu, a Pameli Anderson nawet najbardziej słoneczny patrol nie pomoże w spłacie zaległych podatków

Aktualizacja: 21.05.2010 13:15 Publikacja: 20.05.2010 22:37

Ozdobą posiadłości Nicholasa Cage’a w Bel Air były prywatne kino i olimpijski basen. Teraz zajął ją

Ozdobą posiadłości Nicholasa Cage’a w Bel Air były prywatne kino i olimpijski basen. Teraz zajął ją komornik

Foto: EAST NEWS

[b][link=http://www.rp.pl/temat/449164.html]Więcej publicystyki ekonomicznej co piątek w dodatku {eko+}[/link][/b]

Chciwość jest dobra – przekonywał słuchaczy ubrany w świetnie skrojony, drogi garnitur Gordon Gekko, bohater legendarnego filmu "Wall Street". Ten krótki cytat z hollywoodzkiego dzieła Oliviera Stone'a stał się mottem dla rzeszy inwestorów na całym świecie – niezależnie od tego, czy obracają oni akcjami przy nowojorskiej Wall Street, warszawskiej Książęcej czy londyńskim Paternoster Square.

W postać bezwzględnego inwestora giełdowego brawurowo wcielił się Michael Douglas, który przed 20 laty za swoją rolę został nagrodzony Oscarem. Nie zapomniał jednak o żądzy pieniądza i podczas ostatniego boomu inwestycyjnego zarobił na giełdzie krocie. Nie wycofał się jednak na czas. "Podczas krachu w 2008 roku straciłem 35 – 40 procent" – przyznał aktor w wywiadzie dla magazynu "Esquire". I chociaż kursy odbiły się od dna, to stracił już cierpliwość do tej ryzykownej gry. "Pod koniec zeszłego roku wycofałem z giełdy większość pieniędzy" – przyznał.

65-letni Michael Douglas, którego majątek – poza domami w Nowym Jorku i na Bermudach – szacuje się na ponad 600 milionów dolarów, miał jednak możliwość odrobienia części strat na planie filmowym. Zagrał bowiem w drugiej części filmu o inwestorach giełdowych, do którego nakręcenia Oliviera Stone'a zainspirował właśnie światowy kryzys gospodarczy. I chociaż w Stanach Zjednoczonych chwilowo chciwość nie jest już – przynajmniej publicznie – uznawana za coś dobrego, to z nadzieją na większe zyski premierę filmu przesunięto z końca kwietnia na 24 września 2010 r. – Myślę, że wybrali wrzesień, ponieważ jesień to zawsze lepszy czas dla filmu – wyjaśniał Douglas. "Prawdę mówiąc, patrząc na to wszystko, co dzieje się teraz z Goldman Sachs, i na inne rzeczy, czasem myślisz sobie, że to, co oglądasz w wiadomościach, widziałeś już w filmie" – opowiada Douglas dziennikowi "Wall Street Journal".

[srodtytul]Syndrom LaBeoufa[/srodtytul]

Na razie wiemy tylko tyle, że w "Wall Street: Money Never Sleeps" Gordon Gekko wychodzi z więzienia, do którego trafił za finansowe machlojki (insider trading), i staje się autorytetem dla młodego narzeczonego swojej córki – Jacoba, oczywiście również inwestującego na giełdzie. Grający go 23-letni Shia LaBeouf, żeby lepiej poznać swoją postać, sam spróbował szczęścia na giełdzie.

- Pojechałem do Nowego Jorku, poznałem tych niesamowitych ludzi i pomyślałem sobie, że jeśli kiedyś mam zainwestować pieniądze, to teraz jest najlepszy czas. Wyłożyłem więc 20 tysięcy i gdy ostatnio sprawdzałem, to pomnożyłem je do 489 tysięcy – chwalił się kilka tygodni temu w programach telewizyjnych LaBeouf, który na giełdzie grał przy pomocy kilkorga doradców inwestycyjnych. Młody chłopak poczuł się jednak na tyle pewny siebie, że udzielił nawet pewnych porad czytelnikom pisma z modą dla mężczyzn "GQ", zachęcając m.in. do kupna akcji spółki Apple i ropy. Co bardziej złośliwi publicyści mówią już nawet o syndromie LaBeoufa, który polega na tym, że skądinąd rozsądni ludzie nagle zaczynają wierzyć, iż potrafią z powodzeniem inwestować w akcje. Na szczęście dla swojego portfela LaBeouf nie poświęca całego czasu na zmagania z giełdą i skupia się głównie na aktorstwie. "Forbes" uznał go za jednego z dziesięciu najciężej pracujących aktorów Hollywood.

[srodtytul] Wujek Sam tańczy z gwiazdami[/srodtytul]

I chociaż można się podśmiewać z wiary LaBeoufa we własne umiejętności inwestowania, to z pewnością lepiej jest się uczyć strategii od doradców giełdowych, niż półnago patrolować plaże w "Słonecznym patrolu". Przekonała się o tym Pamela Anderson. Jak podało BBC News 42-letnia aktorka jest winna urzędowi skarbowemu w Kalifornii 493 tysiące dolarów zaległego podatku dochodowego.

”Biorę za to pełną odpowiedzialność" – powiedziała Pam portalowi Access Hollywood, podkreślając, że nie chciała nigdy unikać płacenia podatków. "Nastąpiły pewne wydarzenia, na które nie miałam żadnego wpływu, a które spowodowały tę chwilową, wstydliwą sytuację" – wyjaśniała Pamela na Twitterze 15 kwietnia, a więc w ostatnim dniu składania zeznań podatkowych w Stanach Zjednoczonych.

- Nie cierpię być winna komukolwiek cokolwiek. To doprowadza mnie do szaleństwa, ale robię wszystko, co mogę, by rozwiązać ten problem – tłumaczyła aktorka, która obecnie skupia się na walce o wygraną w amerykańskiej edycji "Tańca z gwiazdami".

Pocieszeniem dla byłej gwiazdy "Playboya" może być fakt, że nie jest wyjątkiem. Na czarnej liście inspektorów IRS (Internal Revenue Service) – a więc kontrolerów skarbówki, których większość Amerykanów wolałaby nigdy nie spotkać na swojej drodze – znalazł się m.in. Val Kilmer. Aktor powinien jak najszybciej wypisać czek na ponad 530 tys. dolarów. Na liście dłużników podatkowych figuruje również znana m.in. z "Rodziny Adamsów" Christina Ricci. Kilka dni temu portal TMZ podał, że zalega ona z wpłatą prawie 180 tysięcy dolarów za 2008 rok. Jej adwokat natychmiast oświadczył, że aktorka "podjęła natychmiastowe działania, by podejść do tej sprawy w odpowiedzialny sposób".

[srodtytul]O jeden dom za daleko?[/srodtytul]

Długi Pameli Anderson, Vala Kilmera czy Christiny Ricci to jednak drobnostka w porównaniu z tym, ile Wujowi Samowi winny jest Nicolas Cage. Jeden z najlepiej zarabiających aktorów, który inkasuje około 20 milionów dolarów za film, nie może podnieść się z dołka, w który wpadł po załamaniu na rynku nieruchomości. 46-latek znany z ról w "Ptaśku" czy "Con Air – Lot skazańców" zalega z podatkami na kwotę… 14 milionów dolarów. Jak podał "The Boston Chanel", inspektorzy IRS zajęli już cztery jego domy – dwa w Nowym Orleanie, jeden w Kalifornii i jeden w Las Vegas. Nie były to oczywiście zwykłe domy. Rezydencja Cage'a w Vegas miała bowiem ponad 1300 metrów kwadratowych, sześć sypialni, siedem łazienek, windę i podziemny garaż na 16 samochodów. Aktor kupił ją w 2006 roku za 8,5 miliona dolarów. Szczęśliwy nabywca zapłacił teraz o ponad 3,5 miliona dolarów mniej.

Wściekły z tego powodu Cage złożył już pozew przeciwko byłemu menedżerowi, którego obwinia o doprowadzenie go do ruiny finansowej. "W ciągu swojej kariery zapłaciłem co najmniej 70 milionów dolarów podatków. Niestety, jestem winien urzędowi skarbowemu około 14 milionów dolarów, jednakże teraz moim majątkiem zarządzają już inne osoby i cieszę się, że mogę powiedzieć, że nie zalegam z podatkami za 2009 rok. Wszystkie będą zapłacone" – napisał aktor w oświadczeniu dla portalu TMZ.

Nawet teraz aktor nie szczypie się jednak z każdym groszem i – jak donosił niedawno "New York Post" – zadbał właśnie o swoją ostatnią rezydencję, stawiając na historycznym cmentarzu w St. Louis wysokie na prawie trzy metry mauzoleum w kształcie piramidy.

[srodtytul] Książę jak żebrak[/srodtytul]

Na liście dłużników amerykańskiej skarbówki jest też słynny Prince. Firmy należące do legendarnego piosenkarza zalegają ponoć z podatkami na około pół miliona dolarów. Artysta pop, znany choćby z utworu "Purple Rain", coraz częściej widuje na rachunkach wezwania do zapłaty. Wisi nad nim bowiem m.in. wyrok nakazujący wypłatę równowartości 3 milionów dolarów odszkodowania za odwołanie w ostatniej chwili koncertów w Dublinie.

Według Fox News ponad pół miliona dolarów niezapłaconych podatków ma na koncie także Snoop Dogg – amerykański piosenkarz hiphopowy, ikona rapu i aktor. Zaległości podatkowe to jednak w jego przypadku najmniej poważny zarzut na długiej liście konfliktów z prawem.

[srodtytul]Od koszykarza do bankruta[/srodtytul]

Długi niektórych amerykańskich gwiazd urosły do tego stopnia, że musiały one ogłosić bankructwo. W tym gronie znalazł się w marcu Derrick Coleman, który jest winny wierzycielom 4,7 mln dolarów. Jak to możliwe, że były wielki gwiazdor NBA, który przez 15 lat kariery na koszykarskich parkietach zarobił ponad 93 mln dol., nagle stracił praktycznie wszystko? Wszystkiemu winne złe inwestycje. Jak podał dziennik "The Wall Street Journal", Coleman utopił miliony w nieruchomościach na terenie Detroit. Postanowił bowiem zaryzykować i za pośrednictwem swojej firmy deweloperskiej Coleman's Corner próbował postawić na nogi jedną z najbardziej zaniedbanych dzielnic miasta. Nie poradził sobie jednak ze spłatą związanych z tym projektem pożyczek bankowych. – Z powodu stanu gospodarki, w tym spadku wartości rynku nieruchomości, inwestycje pana Colemana nie mogą być kontynuowane – ogłosił jego adwokat Mark Berke.

Los Colemana podzielili też inni znani amerykańscy koszykarze. Jak w zeszłym tygodniu poinformował "Detroit News", wniosek o ogłoszenie bankructwa złożył też w sądzie Rick Mahorn, członek mistrzowskiej ekipy złych chłopców z Detroit. Sportowiec stracił niedawno swój warty pół miliona dolarów dom. Mahorna z żoną do kłopotów finansowych doprowadził kredyt hipoteczny. Gdy para składała wniosek o bankructwo, zostało jej 1101 dolarów.

"Głupia recesja" – zauważył więc dziennikarz sportowy Trey Kerby, odnotowując, że do bankrutów dołączył też Antoine Walker, który przez 12 lat kariery zarobił ponad 110 milionów dolarów.

Michelle Singletary, prowadząca stronę "Washington Post" poświęconą finansom osobistym, ma w przypadku podobnych kłopotów gwiazd inne wytłumaczenie: fakt, że posiada się ogromnie dużo pieniędzy, nie znaczy wcale, że wie się, jak nimi zarządzać.

[i]Jacek Przybylski z Waszyngtonu[/i]

[b][link=http://www.rp.pl/temat/449164.html]Więcej publicystyki ekonomicznej co piątek w dodatku {eko+}[/link][/b]

Chciwość jest dobra – przekonywał słuchaczy ubrany w świetnie skrojony, drogi garnitur Gordon Gekko, bohater legendarnego filmu "Wall Street". Ten krótki cytat z hollywoodzkiego dzieła Oliviera Stone'a stał się mottem dla rzeszy inwestorów na całym świecie – niezależnie od tego, czy obracają oni akcjami przy nowojorskiej Wall Street, warszawskiej Książęcej czy londyńskim Paternoster Square.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację