Pani kanclerz Niemiec zapowiada oszczędności, choć ekonomiści, mówiąc o kryzysie finansów publicznych w Europie, wcale nie mają na myśli kłopotów Berlina. Niemiecki dług publiczny czy deficyt finansów publicznych są zdecydowanie niższe niż w krajach południa Europy.
RFN od początku była krajem, który najgłośniej w Europie wzywał do oszczędności. A dziś, zaskakując innych skalą cięć, wskazuje drogę, którą powinny iść rządy państw Unii Europejskiej. A w przyszłości pewnie także Stanów Zjednoczonych i innych państw.
Również Polski. Bo w końcu także nasz rząd będzie zmuszony do przygotowania poważnego planu oszczędnościowego. Na razie nad Wisłą wolimy myśleć tylko o bieżących problemach finansów publicznych i kolejnym roku budżetowym. Ale wcześniej czy później będzie trzeba wprowadzić plan wieloletni, który w końcu powstrzyma wzrost długu publicznego.
Warto o tym myśleć, tym bardziej że niemieckie zamierzenia nie polepszą kondycji naszych firm. Polskie spółki za Odrą sprzedają znaczną część swojej produkcji i oszczędności Berlina na pewno mogą zmniejszyć ich dochody. Można pocieszać się tylko tym, że ewentualny kryzys budżetowy w Berlinie przyniósłby nam kłopoty nieporównanie większe.
11 mld euro, które Niemcy chcą oszczędzić w przyszłym roku (w sumie 80 mld euro w ciągu czterech lat), to w przeliczeniu tylko o 6 mld zł mniej, niż ma wynieść tegoroczny polski deficyt budżetowy. Czy to oznacza, że Polska powinna równie drastycznie zacisnąć pasa? Na razie na szczęście nie ma takiej potrzeby - odbudowa zniszczeń po powodzi na pewno nie ułatwiłaby ograniczania budżetowych wydatków. Ale już dziś powinniśmy się uważnie przyglądać, jak robią to inni.