Zamiast tego łatają jedynie budżetowe dziury zgodnie z filozofią „tu i teraz”.
Dowodzi tego kolejna próba rewolty w systemie emerytalnym. Rząd rozważa wprowadzenie dobrowolności uczestnictwa w otwartych funduszach emerytalnych. Będziemy mogli sami zdecydować, czy chcemy uczestniczyć w prywatnym II filarze (czyli OFE), czy też wybrać państwowy Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Najwyraźniej członkowie rządu sądzą, że ZUS jest lepszy niż krwiożercze fundusze, które pobierają wyłącznie prowizje, nie dając nic w zamian. Nie szkodzi, że dzięki OFE nasze pieniądze są inwestowane, rozruszały giełdę, a przez to zwiększyły atrakcyjność Polski w regionie. Rządzący wolą, aby nasze pieniądze trafiały do budżetu, a w systemie informatycznym ZUS były jedynie matematycznym zapisem.
Jeśli ta zmiana wejdzie w życie – a może do tego dojść w połowie 2011 roku – oznaczać to będzie potwierdzenie starannie ukrywanych informacji o fatalnym stanie budżetu. Inżynieria finansowa problemy z kasą państwa przesunie na później, ale ich nie zlikwiduje. Nie wiadomo też, czy państwo stać będzie na wypłaty świadczeń z ZUS dla kolejnych milionów osób, które przestaną za 10 – 20 lat pracować.
W długu publicznym, który ociera się o pierwszy próg ostrożnościowy w wysokości 55 proc. PKB, zobowiązania państwa wobec OFE stanowią niemal jedną czwartą. Rządzącym wygodniej byłoby więc ograniczyć fundusze.
Pozwoliłoby to na krótko opanować problemy finansowe i wejść do strefy euro.