Rz: Awaria w Fukushimie podzieliła Europę – jedne kraje chcą zamykać stare elektrownie atomowe, inne, jak Polska – są nadal zainteresowane ich budową. Komisja Europejska zaleca testy bezpieczeństwa. Jak pan to ocenia?
Daniel S. Lipman: Testy bezpieczeństwa w istniejących elektrowniach to słuszne posunięcie. Może reakcja niektórych polityków była emocjonalna, ale to, co się stało w Japonii, to też dobry moment, by przystanąć i zastanowić się, co dalej z technologią, w jakim kierunku powinna pójść. Warto jednak podejmować decyzje co do przyszłych projektów nuklearnych jak i losów istniejących elektrowni pod wpływem dobrej, rzetelnej oceny, a nie pod wpływem strachu. Ale też trzeba pamiętać, że elektrownie japońskie tak naprawdę dobrze przetrwały trzęsienie ziemi, choć wszystko wokół uległo zniszczeniu, i dopiero tsunami spowodowało uszkodzenia rdzenia i problemy. Nikt nie był w stanie przewidzieć takiego scenariusza, nawet w Japonii.
Szwajcaria i inni analizują, czy kontynuować przygotowania do budowy elektrowni nuklearnych. Może niektóre projekty w ogóle nie będą realizowane, a renesans energii nuklearnej, o którym mówiono ostatnio, nie nastąpi?
Sądzę, że bez względu na dotychczasową reakcję w różnych krajach na wydarzenia w Japonii plany dotyczące nowych inwestycji nie zostaną poważnie zmienione. Mogą zostać wprowadzone zaostrzone wymagania, np. wyższy poziom zabezpieczeń na wypadek zalania. Tam gdzie to konieczne, trzeba będzie dokonać zmian, gdy chodzi o zasilanie zewnętrzne elektrowni. Po Fukushimie widać, że trzeba będzie w elektrowniach rozważyć przechowywanie mniejszej ilości zużytego paliwa niż dotąd.
Czy wydarzenia w Japonii to wyrok dla starych elektrowni, zbudowanych w latach 60. w Europie i na świecie?