Bielecki: Regulacje z Mastricht są niewystarczające

Nawet jeśli niewypłacalna Grecja upadnie to i tak pojawi się potem kwestia restrukturyzacji. Problem polega na tym, że zawsze ktoś na końcu będzie musiał zapłacić - mówi Jan Krzysztof Bielecki

Publikacja: 29.05.2011 23:00

Bielecki: Regulacje z Mastricht są niewystarczające

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

Rz: Profesor Charles Goodhart z London School of Economics, jeden z uczestników Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie uznał kryteria z Maastricht za całkowicie wadliwe, czy Pan podziela jego zdanie?

Jan Krzysztof Bielecki

: - Pamiętam rozmowy z twórcami traktatu z Maastrich z czasów, gdy pracowałem jeszcze w Londynie w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, i pamiętam, że w końcówce lat dziewięćdziesiątych panowało powszechne przekonanie, że zapisane w nim warunki, to tylko pierwszy krok. Mówiono wówczas, że to potrzebne regulacje, ale niewystarczające, że jeszcze wiele w tym zakresie trzeba będzie zrobić. Profesor na bazie doświadczeń ostatniego kryzysu potwierdził, że istniejące uwarunkowania są niewystarczające, ponieważ kładą nacisk na kwestie deficytu finansów publicznych i zadłużenia, a nie uwzględniają – ważniejszego w jego ocenie wskaźnika, jakim jest deficyt na rachunku obrotów bieżących.Warunki powinny uwzględniać kwestię nierównowagi zewnętrznej mierzonej m.in. tym deficytem. Zgadzam się znim także w kwestii tego, że brakuje innych wskaźników, które by mówiły o występowaniu nierównowag w poszczególnych krajach i aby to wyprzedzająco można było monitorować. To słuszne postulaty, ale pamiętajmy, że nierównowagi występują od kilkuset lat, od kiedy udaje się zbierać wskaźniki makroekonomiczne i dane faktograficzne o gospodarce. Tyle tylko, że teraz żyjemy w organiźmie polityczno-gospodarczym, jakim jest unia europejska i jak widać ten mechanizm regulacyjno-monitorujący i mechanizm wczesnego ostrzegania po prostu zawiodły.

Minęło ponad dziesięć lat, a drugi krok, o którym Pan wspomniał nie został zrobiony, czy to zaniedbanie?

- To są pytania do polityków. My wówczas w EBOiR-ze patrzyliśmy na to czysto technicznie. Spotykaliśmy się z przedstawicielami dyrektoriatu, który warunki opracowywał i wiem, że takie postulaty się pojawiały, ale kiedy, w jakim momencie miało dojść do rozszerzenia, czy też modyfikacji, to już kwestia polityczna.

Dziś Komisja Europejska stoi jednak na stanowisku, że żadnej modyfikacji być nie może.

- Myślę, że komisja dlatego stoi na takim stanowisku, że za słowem modyfikacja mogłoby się kryć skorygowanie parametru 60 proc. Jeśli chodzi o dopuszczalny limit zadłużenia w odniesieniu do PKB. W moim odczuciu słuszne są obawy, że zmiana mogłaby oznaczać podniesienie tego limitu, np. do poziomu 160 proc. PKB, jak to jest w przypadku Grecji. To byłoby absurdalne. Z kolei jeśli chodzi o rozbudowę kryteriów i czasowe ich dostosowanie, to jest o czym rozmawiać, bo nawet Niemcy nie wrócą do kryterium 60 proc. Przez najbliższe 20 lat.

A co ze wspomnianą Grecją, czy Europa powinna pomagać Grecji, czy pozwolić jej upaść?

- Nawet jeśli niewypłacalna Grecja upadnie to i tak pojawi się potem kwestia restrukturyzacji. Problem polega na tym, że zawsze ktoś na końcu będzie musiał zapłacić. Pytanie więc powinno brzmieć, jak ten ciężar rozłożyć, na jakich zasadach i ile trzeba zrobić, aby danemu państwu pomóc wewnętrznie i zewnętrznie. To szalenie skomplikowana sprawa. St ąd dwojakie scenariusze – i podział zwolenników na tych którzy radzą dryfować i grać na czas oraz tych, którzy domagają się działań już, tu i teraz. Czyli zaklejamy, co się da zakleić i szukamy konstruktywnego rozwiązania wyjścia z problemów. Pamiętajmy jednak że sprawa dotyczy operacji na żywym organiźmie, jakim są ludzie.

Pan osobiście ku któremu rozwiązaniu się przychyla? Dryfujemy, czy działamy?

- W moim przekonaniu w tym momencie kończy się ekonomia, kończą się finanse, a zaczyna się polityka, bo trzeba jakoś umieć rozłożyć ciężary i znaleźć rozwiązania, które są ponadnarodowe. Pamiętajmy, że w przypadku Grecji może dojść do takiej sytuacji, że Pani bank w Niemczech i tego Pana bank we Francji i tamtej Pani w Wielkiej Brytanii mogą w wyniku załatwiania sprawy greckiej zostać poszkodowane. To ciężkie pytania dla polityki, staje się ona czymś więcej niż tylko życiem w czasach przyjemnych.

Czy my mamy czas? Czy ten rok jest ostatnim w którym można jeszcze podejmować działania?

- Tego nie wiemy, za to wiemy i takie głosy padały w dyskusji, że upływ czasu komplikuje sprawę i podraża koszty.

Czy Polska jest w tym całym zawirowaniu wokół krajów PIIGS jest bezpieczna?

- Nie ma takiej możliwości, aby Polskę odizolować od zjawisk kryzysowych. Skutki niegatywne tych zawirowań będą z całą pewnością również oddziaływać na naszą gospodarkę, natomiast nasze bezpieczeństwo wynika na pewno z kilku ważnych czynników. Oprócz dobrej sytuacji finansów publicznych mamy jeszcze twarde argumenty jak wysoki poziom rezerw walutowych jak również płynny kurs walutowy. Bo jedną z przyczyn zasadniczych nieszczęścia wielu krajów było wejście do strefy euro albo wprowadzenie sztywnego kursu walutowego co powoduje, że wychodzenie z problemów jest koszmarnie skomplikowane i w moim przekonaniu może się odbyć tylko przez ogłoszenie niewypłacalności.

My też mamy problem – musimy obniżyć deficyt do 3 proc. PKB w przyszłym roku, mysli Pan, że nam się to uda?

- Myślę, że działania zapisane w budżecie są w zupełności wystarczające, jeśli koniunktura na świecie nie będzie gorsza niż to wynika z prognoz.

A jeśli będzie?

- To wtedy będzie się trzeba nad tym zastanowić.

Jak Pan szacuje wzrost PKB na ten i przyszły rok?

- Myślę, że nasze rządowe prognozy są realistyczne i to raczej inne ośrodki zagraniczne w tej chwili podnoszą swoje szacunki do poziomów zapisanych przez nas w budżecie.

Czyli ponad 4 proc. tym i poniżej 4 proc. w przyszłym?

Rz: Profesor Charles Goodhart z London School of Economics, jeden z uczestników Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie uznał kryteria z Maastricht za całkowicie wadliwe, czy Pan podziela jego zdanie?

Jan Krzysztof Bielecki

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację