Jednocześnie widać, że podobnie oceniane są państwa o znacznie bardziej rozwiniętych i stabilnych gospodarkach. Mamy więc panikę, która ogarnęła rynki finansowe oczekujące jakiejś światowej katastrofy.

Jeszcze niedawno nasza gospodarka mimo ewidentnych sukcesów była uważana za bardzo ryzykowną, choćby w porównaniu z Węgrami czy Czechami. Dziś rynki mimo paniki zróżnicowały wyceny ryzyka bankructwa większości krajów naszego regionu. Poziom Czech jest zdecydowanie bliższy Niemcom niż Polsce. Ale ryzyko upadłości Węgier, Rumunii i Bułgarii jest jeszcze znacznie większe od naszego.

O tym, że cały ten system nosi znamiona szaleństwa, świadczy choćby to, że ryzyko bankructwa Włoch jest dziś uznawane za większe niż w przypadku Polski. Oczywiście to wszystko jest chore, ale niestety ta zabawa ma swój realny wymiar. Państwa uznawane za ryzykowne pożyczają pieniądze znacznie drożej od tych „bezpiecznych". Dobrze więc, że Polska przygotowała się na kryzys i dziś mamy odłożonych tyle pieniędzy, że przez parę miesięcy nie musimy pożyczać. Jeżeli jednak chcemy być dobrze oceniani, trzeba szybko zmniejszać deficyt finansów publicznych. Najlepiej, gdybyśmy nie musieli w ogóle pożyczać. Wizerunek Polski musi być tak przejrzysty i pewny, by nawet najbardziej szalony i pazerny finansista nie śmiał mówić o potencjalnym naszym bankructwie.