Wciąż zdarza się bowiem, że handlowcy ciężar opłat – ponad 2 proc. transakcji – przerzucają na klientów. Są wielkie sieci – jak Biedronka czy Selgros Cash & Carry, które przyjmują tylko gotówkę. A od wielu miesięcy zniecierpliwione i dość bezradne największe firmy handlowe i paliwowe, które wnoszą opłaty, skupiły się w Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego.

Wydaje się, że powoli, ale zbliżamy się do przedostatniego zakrętu w maratonie obniżania opłat. Wyraźny zakręt na początku roku wziął na siebie NBP. Z jego obliczeń wynika, że płacimy za transakcje bezgotówkowe ponad dwa razy więcej niż średnio w krajach Unii, a osiem razy więcej niż na Węgrzech czy w Finlandii. I przyznał, że polski rynek kart płatniczych jest najdroższy w UE. Zapowiedział też, że powoli (bo w ciągu pięciu lat) powinniśmy obniżać stawki tych opłat do średniego poziomu w UE.

Wreszcie organizacja płatnicza Visa przekazała NBP oficjalne poparcie programu ich redukcji, stopniowe obniżanie zarówno opłat interchange, jak i prowizji ponoszonych przez detalistów na rzecz agentów rozliczeniowych. Ale wciąż brakuje opinii drugiego gracza na rynku: MasterCard. Wyraźne zaangażowanie się NBP oraz coraz głośniej przedstawiane intencje przez resort finansów trochę stawiają organizacje płatnicze pod ścianą. Zdają sobie sprawę z tego, że albo dobrowolnie przystąpią do programu, albo stawki zostaną ustawowo obniżone.

I tak jak w większości przypadków regulacje przynoszą więcej szkód i barier w dzialalności gospodarczej niż pożytku. tak tu jest inaczej. Wszyscy inni są przygwożdzeni do ściany. I już chcą być na ostatniej, a nie przedostatniej prostej.