Stajemy się coraz bogatsi

Oczekiwania inflacyjne mają istotny wpływ na presję płacową – mówi Wiktor Wojciechowski.

Aktualizacja: 11.02.2013 07:28 Publikacja: 11.02.2013 00:18

Stajemy się coraz bogatsi

Foto: Adobe Stock

Rz: Wskaźnik CPI to najbardziej popularny miernik inflacji konsumenckiej. Czy metodologia zbierania danych przez GUS w pełni oddaje poziom cen w Polsce?

Wiktor Wojciechowski:

Wskaźnik inflacji koncentruje się wyłącznie na naszych wydatkach konsumpcyjnych. W pierwszym kroku GUS szacuje, ile przeciętna polska rodzina kupuje różnego rodzaju towarów i usług. To tzw. koszyk inflacyjny, który pokazuje np., ile kupujemy mięsa wołowego, papierosów, ile wydajemy na utrzymanie mieszkania czy wizyty u stomatologa. Ponieważ struktura naszych wydatków ciągle się zmienia, GUS musi co roku aktualizować jego skład. W drugim kroku GUS skrupulatnie analizuje zmiany cen poszczególnych dóbr, a następnie –uwzględniając ich udział w naszym koszyku – raz na miesiąc ogłasza, jak zmieniła się uśredniona cena naszej konsumpcji. I to jest właśnie popularna inflacja. Wskaźnik CPI nie mierzy jednak wszystkich cen. Przykładowo nie obejmuje on cen nieruchomości, gdyż kupno domu lub gruntu to raczej wydatek inwestycyjny, a nie konsumpcyjny. Wskaźnik CPI nie mierzy także zmian cen dóbr inwestycyjnych kupowanych przez przedsiębiorstwa.

Gdyby oprócz cen konsumpcyjnych inflacja mierzyła także zmiany cen nieruchomości, to w latach poprzedzających ostatni kryzys w wielu krajach, jak np. w Irlandii, Hiszpanii, ale i w Polsce, mielibyśmy znacznie wyższą inflację, niż wskazywały na to tradycyjne miary zmian cen.

Jakie są wady i zalety tego wskaźnika?

Główną zaletą wskaźnika inflacji konsumpcyjnej jest to, że jest go relatywnie łatwo mierzyć i dlatego GUS może ogłaszać go co miesiąc. Ale trzeba pamiętać, że CPI nie mierzy wszystkich cen w gospodarce. Brak tej wiedzy może być niebezpieczny. Znów wrócę do okresu poprzedzającego ostatni kryzys. Przed 2008 r. w wielu krajach inflacja konsumencka była relatywnie niska. Było to efektem importu wielu towarów przemysłowych z krajów o niskich kosztach wytwarzania, czyli głównie z Chin. To skłaniało niektóre banki centralne, np. Fed, do utrzymywania bardzo niskich stóp procentowych, biorąc pod uwagę wysokie tempo rozwoju gospodarki. Jednocześnie jednak te niskie stopy zachęcały do zaciągania kredytów hipotecznych i przyczyniły się do powstania bańki na rynku nieruchomości. Gdyby bankierzy centralni analizowali zmiany cen w gospodarce w szerszym ujęciu niż tylko przez pryzmat CPI, może w ogóle nie doszłoby do kryzysu.

Co o Polakach mówi koszyk inflacyjny? Co pokazują zmiany koszyka inflacyjnego w naszym kraju w ostatnich latach?

Pod koniec lat 80. Polacy wydawali na produkty żywnościowe niemal co drugą złotówkę. Dziś ten udział spadł do ok. 25 proc. To świadczy o tym, że stajemy się coraz bogatsi. W perspektywie międzynarodowej obserwuje się, że im jakiś kraj jest bogatszy, tym mniejszą część wydatków jego mieszkańcy przeznaczają na żywność. Wciąż daleko nam jednak do krajów wysokorozwiniętych. Przykładowo, w Niemczech wydatki na żywność stanowią jedynie 10 proc. wydatków konsumpcyjnych ogółem.

Według danych Eurostatu roczna inflacja dla Polski (tzw. wskaźnik zharmonizowany) wyniosła w grudniu 3,7 proc. i 2,2 proc. według średniej 12-miesięcznej. To inaczej, niż podaje GUS.

Te rozbieżności wynikają z innych metodologii stosowanych przez Eurostat i GUS. Główna różnica pomiędzy wskaźnikiem HICP i CPI polega na tym, że indeks zharmonizowany uwzględnia dodatkowo wydatki konsumpcyjne w Polsce ponoszone przez cudzoziemców czy wydatki ponoszone przez osoby przebywające w tzw. gospodarstwach instytucjonalnych (np. w domach spokojnej starości). Te różnice są jednak niewielkie. Mimo to często dochodzi do nieporozumień, bo oprócz rocznego wskaźnika HICP (bardzo zbliżonego do wskaźnika CPI) Eurostat publikuje także 12-miesięczną uśrednioną miarę HICP. Jest to miara inflacji określona w kryteriach konwergencji dla strefy euro.

Oczekiwania inflacyjne – dlaczego mówi się, że Polska to kraj z  inflacyjnymi tradycjami? Np. w Czechach udaje się trzymać wzrost cen w ryzach nawet przy zerowych stopach procentowych.

W krajach rozwijających się, które w przeszłości doświadczyły okresów wysokiego wzrostu cen, oczekiwania inflacyjne mają istotny wpływ na presję płacową, czyli tempo wzrostu wynagrodzeń, którego żądają pracownicy. Wysokie oczekiwania inflacyjne są istotnym czynnikiem  ryzyka dla władz monetarnych, zwłaszcza w sytuacji, gdy bank centralny nie ma odpowiednio silnej reputacji w zakresie dbania o stabilność cen. Takie zaufanie buduje się latami. W Polsce poziom inflacji silnie zależy od cen żywności, paliw i nośników energii, które łącznie mają ponad 40-proc. udział w koszyku inflacyjnym. W dużym stopniu ceny tych dóbr zależą od sytuacji na światowych rynkach surowcowych, na które nie mamy żadnego wpływu. Przykładowo, silny wzrost cen ropy naftowej na świecie niemal natychmiast podbija krajowe ceny paliw, a w efekcie również inflację. Jeśli pracownicy chcieliby zrekompensować sobie obserwowany wzrost cen podwyżką wynagrodzeń, to nawet przejściowy wzrost cen paliw mógłby przerodzić się w niebezpieczne zjawisko spirali cenowo-płacowej. To sytuacja, w której rosnące ceny dóbr wywołują wzrost płac, z kolei szybszy wzrost płac zmusza firmy do podnoszenia cen i w końcu inflacja wymyka się spod kontroli. Taki mechanizm to tzw. efekt drugiej rundy. Banki centralne powinny minimalizować ryzyko jego  powstania.

Często się mówi, że władze monetarne powinny patrzeć nie na wskaźnik CPI, ale na inflację bazową. Dlaczego?

Inflacja bazowa to wskaźnik inflacji CPI po wyłączeniu cen żywności, nośników energii i paliw, czyli tych dóbr, których ceny zależą przede wszystkim od sytuacji na rynkach światowych, a nie od decyzji banku centralnego. Władze monetarne obserwują wskaźniki inflacji bazowej głównie po to, aby określić czynniki kształtujące obserwowane zmiany cen. Przykładowo, niska inflacja bazowa w porównaniu ze wskaźnikiem CPI pokazuje, że istotną przyczyną wzrostu cen są czynniki niezależne bezpośrednio od władz monetarnych. Nie znaczy to jednak, że bank centralny może taką sytuację ignorować. Wysoka inflacja, niezależnie od swoich przyczyn, może podbić oczekiwania inflacyjne i w efekcie utrwalić wysoką dynamikę wzrostu cen w średnim okresie. Taka sytuacja byłaby porażką banku.

Wiktor Wojciechowski główny ekonomista Invest-Banku i wykładowca Szkoły Głównej Handlowej. W latach 2004–2005 pracował jako ekonomista w Wydziale Analiz Strukturalnych NBP, później w Departamencie Badań Makroekonomicznych i Strukturalnych NBP oraz w banku BGŻ. Członek zarządu fundacji FOR.

Rz: Wskaźnik CPI to najbardziej popularny miernik inflacji konsumenckiej. Czy metodologia zbierania danych przez GUS w pełni oddaje poziom cen w Polsce?

Wiktor Wojciechowski:

Pozostało 98% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację