Najlepsi statystycy zaczynają się już gubić w wyliczeniach, ile pieniędzy wydrukowano, czy – jak kto woli – wyluzowano od listopada 2008 r., kiedy FED zaczął skupować MBS-y (mortgage-backed securities). Od tego momentu luzują wszyscy wielcy tego świata. Wydrukowanie przez szwajcarski bank centralny 188 mld CHF (199 mld USD, czyli równowartość niemal 30 proc. PKB), w celu osłabienia franka, nikogo specjalnie nie dziwi. Doczekaliśmy chyba czasów, kiedy pora zmienić encyklopedyczną definicję quantative easing, zgodnie z którą jest to niekonwencjonalna metoda polityki monetarnej.
Wpuszczenie w obieg zastrzyku monetarnego przekraczającego 10 proc. światowego PKB nie mogło jednak nie pozostawić śladu. Gdzieś te pieniądze muszą być. Gdzie? Na pewno, wbrew pesymistycznym przewidywaniom zwolenników ilościowej teorii, nie trafiły na rynki towarowe, które borykają się raczej z groźbą deflacji niż z przepowiadaną hiperinflacją. Natomiast niewątpliwie istnieje pewien związek między aktualną polityką monetarną a boomem na giełdzie nowojorskiej; indeks DJIA wzrósł o 7850 pkt (120 proc.!) w ciągu czterech lat (9 marca 2009 r. wynosił 6547 pkt, a 7 marca 2013 r. 14 397 pkt). Ponieważ w tym czasie wielkość produkcji raczej się nie podwoiła, dla wielu jest to dowód na dalszy rozwój „kasynowego kapitalizmu", w którym rynki finansowe całkowicie oderwały się od sfery realnej gospodarki i żyją własnym, spekulacyjnym życiem.
Mocny argument dostają także osoby o przekonaniach lewicowych, wierzące że źródłem wszelkich nieszczęść jest rosnący dysparytet dochodowy. W minionym tygodniu, rekordowym na amerykańskiej giełdzie, majątek stu najbogatszych ludzi świata powiększył się o 29 mld dolarów, czyli o kwotę pozwalającą na wykupienie jednej piątej spółek notowanych na warszawskim parkiecie. Jest to woda na młyn dla antyglobalistów, wietrzących zmowę na rynku finansowym, polegającą na świadomym zaniżaniu kursów na giełdach krajów rozwijających się.
Ci, którzy wierzą w resztki mainstreamowych teorii ekonomicznych, będą jednak twierdzić, że wprawdzie nie ma zgodności między zmianami wielkości finansowych i realnych, ale zgodny jest kierunek tych zmian. Gospodarka amerykańska przejawia przecież pewne oznaki ożywienia, bo rośnie sprzedaż detaliczna i spada bezrobocie. Optymiści przewidują nawet trzyprocentową dynamikę PKB na koniec roku. Z największym zainteresowaniem będę śledził, czy prognozy te się sprawdzą.
FED zapowiedział, że jeśli gospodarka ruszy, to zrezygnuje z Q3 (oczywiście to, że zapowiedział, nie oznacza, że tak zrobi). Natomiast redukcja wydatków budżetowych związana z klifem fiskalnym zredukuje popyt finalny. Ciekawe, jaka będzie wypadkowa tych zmian, czyli luzackiej polityki monetarnej i ciasnej polityki fiskalnej. Wynik będzie ważnym testem dla popularnej teorii ekonomicznej.