W 2012 r. deficyt budżetowy Hiszpanii wyniósł 7,1 proc. PKB, sporo więcej, niż Madryt obiecał Brukseli. Rząd nie dość ostro tnie wydatki publiczne i podwyższa podatki?
W tym roku deficyt budżetowy Hiszpanii zgodnie z porozumieniem z Brukselą miał spaść do 4,5 proc. PKB, a w przyszłym do 3 proc. PKB. Sądzę, że hiszpański rząd będzie się starał o więcej czasu na wypełnienie tych celów. W obecnej sytuacji, dalsze zacieśnianie polityki fiskalnej byłoby po prostu samobójcze. Próba szybkiego cięcia deficytu tylko podbiłaby stopę bezrobocia, która już dziś sięga 27 proc. i pogłębiłaby recesję. Dotyczy to zresztą nie tylko Hiszpanii, ale innych krajów z południa strefy euro.
A czy program oszczędnościowy, który Madryt prowadzi od kilku lat, przyniósł jakiekolwiek efekty?
Niewątpliwie, niemal z definicji, program ten spowolnił tempo narastania długu publicznego. Gdyby nie został przyjęty, stosunek zadłużenia do PKB byłby dziś wyższy, a przyszłe pokolenia musiałyby płacić wyższe podatki. Pytanie jednak, czy w sytuacji kryzysu społecznego, gdy ponad 6 mln Hiszpanów jest bez pracy, dług publiczny powinien być naszą największą troską.
Deficyt Hiszpanii na rachunku obrotów bieżących wyraźnie zmalał. To nie jest dowód na to, że gospodarska odzyskuje konkurencyjność, której utrata stała się źródłem jej dzisiejszych problemów?