Zaczął szef KE Barosso, sugerując, że w Europie osiągnęliśmy już limit wytrzymałości społeczeństw. W podobnym tonie wypowiadał się ostatnio również nowy premier Włoch Enrico Letta. Pierwszym był oczywiście prezydent Francji Hollande, apelując w kampanii wyborczej o większy nacisk na wzrost w miejsce oszczędności. Jednak tę ostatnią falę dyskusji wywołało zakwestionowanie wyników prac Carmen Reinhart i Kennetha Rogoffa, którzy wskazywali na to, że dług powyżej 90 proc. PKB hamuje wzrost gospodarczy. O ile rzeczywiście autorzy musieli przyznać się do pomyłki w obliczeniach, o tyle tak naprawdę zależność pomiędzy poziomem zadłużenia a tempem wzrostu gospodarczego nie została podważona. Co więcej, politycy nawołujący do zaprzestania dalszych oszczędności wskazują raczej na potrzebę osłon socjalnych, lub też rozłożenie tego procesu w czasie, a nie zupełnego zaprzestania redukcji dług. Pytanie tylko, czy spowolnienie tempa wprowadzania oszczędności przyspieszy reformy strukturalne. Wątpię.

Oszczędności można dokonywać, podnosząc podatki lub obniżając wydatki. W Grecji czy we Włoszech dominuje to pierwsze podejście – nie ma więc co się dziwić, że tego typu polityka hamuje wzrost. Można też, wzorem Irlandii, ale też krajów bałtyckich, obniżać wydatki, co w krótkim okresie też negatywnie wpływa na dynamikę wzrostu gospodarczego, ale już w średnim okresie pomaga gospodarce odzyskać oddech. Pisze o tym m.in. Alberto Alesina (2010) w „Fiscal adjustment, lesson learnt form recent history", wskazując na to, że dostosowania fiskalne realizowane po stronie dochodowej zwykle skutkują pogłębieniem recesji, podczas gdy dokonywane po stronie wydatkowej mogą być wspierające dla wzrostu. Coraz częściej szuka się argumentów wskazujących na to, że nie jest to model do zastosowania w krajach południa Europa.

Inne zasadnicze pytanie powinno dotyczyć strategii wzrostu. Przy tak wysokich poziomach długu i deficytów jakiekolwiek wspieranie gospodarki z pieniędzy publicznych nie wchodzi w rachubę. Jedynym rozwiązaniem prowzrostowym pozostają reformy strukturalne, czyli deregulacja, zwiększanie aktywności zawodowej, sprzyjanie większej konkurencji, prywatyzacja i demonopolizacja,  deregulacja rynku produktu. Jest to jednak wyjątkowo niepopularne, bo jak inaczej tłumaczyć opór klasy politycznej przed ich wprowadzaniem? Ale czy przy wolniejszym tempie wprowadzania oszczędności przyspieszą reformy podażowe i strukturalne? Ekonomia polityczna pokazuje, że nie ma takiej zależności. Reformy były dokonywane zwykle w okresach spowolnienia gospodarczego i trudności budżetowych. Wiemy natomiast, że  zbyt długie rozciąganie niezbędnych reform w czasie sprawie nie służy – wyczerpuje się bowiem wytrzymałość społeczna. Dlatego też nawoływanie do wyhamowania niezbędnych reform może wywołać efekt odwrotny do zamierzonego – rozciągnąć ból w czasie. A tego społeczeństwa wyjątkowo nie lubią!