Poza przejęciem pakietu akcji ukraińskiej giełdy INNEX nic w tej materii się nie wydarzyło. W walce o operatorów w naszym regionie Europy wygrała giełda wiedeńska, przejmując rynek w Budapeszcie i Pradze. Kontroluje też parkiet słoweński. O giełdę praską walczyła też GPW, ale tajemnicą poliszynela jest, że fiasko spowodowane było strukturą właścicielską operatora z Książęcej oraz delikatnie to nazywając trudnym charakterem jednego z polskich decydentów.

Od lat mówi się o GPW, że będzie centrum finansowym w naszej części Europy. Ale podobne ambicje ma też giełda w Wiedniu. Wydaje się, że obecnie jedyną możliwością stworzenia takiego centrum jest rozsądna fuzja. Pytanie tylko czy to się uda zrobić?

Warszawska giełda ma wiele atutów, by być równorzędnym partnerem Austriaków. Zwiększyła się liczba notowanych na niej przedsiębiorstw, wzrosła kapitalizacja, rozwinął się rynek obligacji czy wreszcie powstał Newconnect, dla mniejszych pomiotów poszukujących kapitału. O atrakcyjności rodzimego parkietu świadczy też płynność obrotu, która również przemawia na korzyść GPW.

Z kolei Austriacy mają już doświadczenie w przejęciach giełd w regionie. Fakt, na razie niewiele im to dało, niemniej jednak kontrolują oni ciekawe rynki. Obie strony mają więc swoje atuty, z którymi mogą usiąść do rozmów. Być może razem łatwiej byłoby np. spojrzeć na Wschód, gdzie rynki są nieporównywalnie większe. Jeśli natomiast zostanie tak jak jest, to wcześniej czy później pojawi się ktoś większy niż giełda austriacka. Wtedy scenariusz może być taki, że Skarb Państwa powie nie, a Giełda Papierów Wartościowych pozostanie dużym, ale zaściankowym rynkiem.

Jedno jest natomiast pewne: właściciele GPW nie mogą się zgodzić się na klasyczne przejęcie warszawskiego parkietu przez Austriaków. I dobrze. Powtórzylibyśmy wówczas los giełdy węgierskiej.