Kiedy pół roku temu rozpoczynały służbę we flocie LOT – jak się okazało, na razie bardzo krótką, władze spółki próbowały tworzyć wrażenie, że ich kupno będzie remedium na niemal wszystkie bolączki firmy. Dreamlinery miały dać możliwość zarabiania większych pieniędzy na bardziej opłacalnych, długich, transatlantyckich trasach. Wadliwe akumulatory oraz późniejsze problemy Boeinga z wyeliminowanie usterek sprawiły jednak, że linia musiała radzić sobie bez nich. I ponosić duże koszty związane z ich zastąpieniem.
Szef spółki Sebastian Mikosz zapowiedział właśnie, że jeszcze w czerwcu zasiądzie do negocjacji z przedstawicielami Boeinga w sprawie odszkodowania za uziemienie dreamlinerów. Na razie nie chce ujawnić, jakich pieniędzy będzie się domagać, ale ma to być „duża kwota, liczona w milionach dolarów". Te negocjacje będą dla firmy ważne, ale biorąc pod uwagę, że nasz narodowy przewoźnik ma na razie tylko trzy dreamlinery (dwa kolejne mają pojawić się we flocie LOT w najbliższych miesiącach), kwota odszkodowania nie wpłynie raczej w znaczący sposób na fatalną sytuację firmy. Dla porównania, prezes japońskich All Nippon Airways, która zamówiła i nie mogła korzystać z 19 maszyn, utracone przychody swojej spółki szacuje na około 125 mln dolarów.
Pomoc państwa w podobnej wysokości pół roku temu uratowała polskiego przewoźnika przed bankructwem. Wiadomo jednak, że potrzeba co najmniej drugie tyle, żeby nasza linia miała szansę wyjść na prostą. LOT dostanie te pieniądze, jeśli Komisja Europejska zaakceptuje program naprawczy spółki, który w ostatnich miesiącach przygotowywał jej zarząd we współpracy z resortem skarbu. Pojawiają się pierwsze sygnały, że restrukturyzacja prowadzona w LOT przynosi efekty. W pierwszym kwartale firma miała straty niższe, niż prognozowano jeszcze pod koniec ubiegłego roku. Aby jednak można było mówić o przełomie, nie wystarczą same cięcia i oszczędności. Przewoźnik musi zacząć zarabiać. Niezbędna będzie do tego strategia, która pozwoli zwiększyć przychody, liczbę pasażerów, poprawić wypełnienie maszyn. Bez tego nie wystarczy ani odszkodowanie od Boeinga, ani nawet 15 latających dreamlinerów.