Jeszcze kilka tygodni temu zdawało się, że politykę prowadzoną przez Rostowskiego cenią przynajmniej inwestorzy zagraniczni. Spadki rentowności obligacji minister na początku kwietnia tłumaczył jako efekt rosnącej wiarygodności stanu finansów publicznych Polski, co miało być „kubłem zimnej wody dla opozycji, wieszczącej katastrofę". Czyżby dziś ta wiarygodność była mniejsza?

Od kwietnia w zarządzaniu finansami państwa niewiele się zmieniło. Są one w trudnej sytuacji ze względu na kryzys gospodarczy, ale wydarzeń, które diametralnie zmieniłyby obraz Polski w oczach inwestorów zagranicznych, raczej w polityce krajowej nie było. Prawdziwa przyczyna i poprzedniego spadku rentowności obligacji, i obecnego wzrostu, leży zupełnie gdzie indziej. Gdy na rynku było już tyle pieniędzy, że inwestorzy nie wiedzieli, co z nimi zrobić, to płynęły one szerokim strumieniem na rynki wschodzące, w tym do Polski. Gdy okazało się, że ta nadwyżka wkrótce zniknie, inwestorzy już nie patrzą na Polskę tak przychylnym okiem.

Ta sytuacja przypomina nam, że łaska inwestorów na pstrym koniu jeździ. Oczywiście istotna jest wiarygodność finansowa kraju, ale Polska wciąż – choć przez chwilę wydawać się mogło, że jest inaczej – jest wrzucana do wspólnego worka z innym krajami rozwijającymi się. Inwestorzy zagraniczni wcale nie widzą w nas ponadprzeciętnie interesującego kraju, gdzie jest prowadzona superpolityka, a jedynie jeden z wielu punktów na mapie Europy Środkowo-Wschodniej.