Po pierwsze, chodzi o ceny ropy, a zatem i wszystkich innych nośników energii. Europa jest w sytuacji podwójnego uzależnienia: od dostaw rosyjskich i bliskowschodnich. Nie ma więc realnych możliwości przeciwdziałania gwałtownym wzrostom cen, które z kolei mogą zagrozić z wolna i nieśmiało poprawiającej się koniunkturze na starym kontynencie. Po drugie, w grę wchodzą względy bezpieczeństwa w podbrzuszu Europy, czyli na jej południowych rubieżach. Pojawienie się tam ogarniętych konfliktami, a nawet wojnami domowymi, państw upadłych, a zarazem mateczników terroryzmu i radykalnego islamu zagraża stabilności Europy. Rysuje się realna groźba klęsk humanitarnych na ogromną skalę i nieuchronnego narastania presji imigracyjnej przy równoczesnej potrzebie pomocy humanitarnej. Nieunikniony wydaje się też eksport terroru na południe Europy, a z czasem i dalej.
W XVI wieku wobec presji imperium osmańskiego na Morzu Śródziemnym przynajmniej doraźnie zjednoczoną Europę stać było na twardą odpowiedź w słynnej bitwie morskiej pod Lepanto. Dziś Europa jako taka jest nieobecna przy pierwszym stole rokowań, kiedy gra toczy się między Waszyngtonem, Moskwą a Pekinem. Przy drugim stole trwają konsultacje z poszczególnymi krajami o drugorzędnym znaczeniu.
Odsłania to trzy aspekty słabości Europy: militarny, polityczny i ekonomiczny. W ciągu długich lat zimnej wojny Europejczycy (ci z Zachodu) uzyskali trwałe poczucie bezpieczeństwa pod amerykańskim parasolem obronnym i przyzwyczaili się wybierać masło kosztem armat, czyli maksymalizować jakość życia kosztem wydatków obronnych. Po 1990 roku wygodniej było nie zauważyć, że sytuacja się zmieniła i że przesunął się obszar żywotnych interesów USA. Efektem jest militarna słabość, która tak wyraźnie dała o sobie znać zarówno w czasie wojny bałkańskiej, jak i interwencji w Libii. Potęguje ją brak jednolitej polityki obronnej w ramach UE i niski, malejący poziom wydatków obronnych. Ten sam brak uzgodnienia i koordynacji widać w płaszczyźnie politycznej. W rezultacie UE jako całość posiada zaledwie pozory polityki zagranicznej i dyplomacji. W płaszczyźnie ekonomicznej brak jest wolnych środków, które można byłoby przeznaczyć na cele strategiczne. W rezultacie w sytuacjach kryzysowych Europa nie liczy się lub liczy się mało.
Andrzej K. Koźmiński prezydent Akademii im. Leona Koźmińskiego