Tradycyjnie dobrą, neutralną platformą do nieformalnych dyskusji i omawiania trudnych tematów były posiedzenia rady nadzorczej Europol Gazu SA (ze względu na reprezentację akcjonariuszy, a więc z jednej strony top managementu Gazpromu, z drugiej zarządu PGNiG SA). Niestety, i tutaj wkradła się zasada „nie rozmawiać". Od czerwca trwa przerwa w WZA Europol Gazu SA.
Osławione memorandum gazowe, będące powodem dymisji ministra skarbu i zmian w zarządzie PGNiG, to kolejny przykład dominacji polityki nad biznesem. Z prawie półrocznej perspektywy można stwierdzić, że ilość nonsensów, które pojawiły się w przestrzeni publicznej w kontekście tego dokumentu, jest wręcz zadziwiająca.
Cała sprawa żywcem przypomina dowcip klasyka, czyli Radia Erewań, o samochodach rozdawanych w Paryżu. Dla niepamiętających dowcipu przypomnę, iż paryski Place de la Concorde okazał się placem Czerwonym w Moskwie, samochody zaś rowerami, które nie były rozdawane, tylko je kradziono.
Trudne negocjacje
Memorandum mówi jedynie o przygotowaniu studium założeń techniczno-ekonomicznych gazociągu Kobryń–Łopuszany (zwanym czule pieremyczką). Dokument nie rodzi jakichkolwiek zobowiązań. Podpisano go, aby firmy mogły wymienić się danymi niezbędnymi do przygotowania studium wykonalności.
Jak precyzyjnie ujął to w swoim raporcie minister spraw wewnętrznych, żaden z interesów związanych z bezpieczeństwem energetycznym państwa nie został naruszony. Spółki (czyli PGNiG SA i Europol Gaz SA) działały zgodnie z prawem. Sam dokument był nieodłącznie związany z końcowym momentem negocjacji w sprawie obniżki cen gazu w listopadzie 2012 r. Dzięki temu ruchowi udało się przełamać pat w negocjacjach. Na jednej szali było 3 mld zł w gotówce do zwrotu za nadpłatę i znacząca obniżka ceny gazu dla ponad 6 mln gospodarstw domowych i przemysłu, na drugiej obietnica przygotowania analiz niezobowiązujących do niczego. 5 listopada 2012 r., gdy rada nadzorcza Europol Gazu SA podejmowała uchwałę zobowiązującą zarząd do podjęcia działań w sprawie memorandum, co pozwalało zakończyć negocjacje, górę wziął rozsądek i troska o zatrudniający 30 tys. pracowników PGNiG oraz interes gospodarczy kraju. Ale obowiązująca ocena jest niestety inna.