Lepsza umowa „śmieciowa” niż żadna

Śmieciowy – to przymiotnik od rzeczownika „śmieć". A śmieć to „rzecz zniszczona, zużyta, bezużyteczna, zepsuta, przeznaczona do wyrzucenia lub wyrzucona".

Publikacja: 13.01.2014 09:00

Lepsza umowa „śmieciowa” niż żadna

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Tyle mówi wydany przez PWN Uniwersalny Słownik Języka Polskiego pod redakcją prof. Stanisława Dubisza. Politycy i związkowcy wiedzą swoje – dla nich „śmieciowe" ?są wszystkie umowy zapewniające zatrudnienie, które nie są umową o pracę.

„Umowy śmieciowe", a więc – w domyśle gorsze i bezużyteczne. To pełne pogardy określenie, ukute przez związkowców, podchwycił premier Donald Tusk, szukając sposobu na zmniejszenie deficytu w ZUS. Samo uderzenie w umowy o dzieło może dać ?– jak wynika z szacunków „Rzeczpospolitej" – aż 2 mld zł. Właśnie do tego zmierzają plany rządu. Napiętnowanie „przeciwnika" ułatwia mu przeprowadzenie całej operacji.

O ile nie kładłbym się rejtanem, broniąc przed ZUS-em np. dochodów członków rad nadzorczych (zwykle i tak wysokich), o tyle w innych przypadkach masowe uzusowienie może mieć niepożądane skutki. Owszem, zmniejszy zyski wielu właścicieli firm. ?Ale innych postawi ?w trudnej sytuacji. Wiele przedsiębiorstw, a nawet całych branż, bez umów pogardliwie zwanych śmieciowymi nie utrzymałoby się na konkurencyjnym rynku. Jeśli nie zdołają przerzucić kosztów na odbiorców ich usług i towarów, zaczną zwalniać. Bo okaże się, że zamiast np. zatrudniać wielu ochroniarzy, taniej zainwestować w system monitoringu.

Niebywała kariera umów ?o dzieło, zleceń, pracy w ramach samozatrudnienia ?to nic innego jak obniżenie kosztów pracy. Brzmi znajomo? Ten postulat przez lata obiecywały spełnić kolejne ekipy rządowe. Skoro nie potrafiły, firmy wzięły swoje sprawy w swoje ręce. Bez tego nie wygrałyby przetargów. W zamówieniach publicznych – a więc zwykle państwowych czy samorządowych – panuje dyktat najniższej ceny. Skoro ma być najniższa, trzeba koszty ciąć do kości. Aż zaboli.

W ten sposób państwo ?z jednej strony popycha biznes ku obchodzeniu umów o pracę i ZUS-u, ?a z drugiej zamierza teraz firmy i pracowników ?ukarać.

Eksperci ostrzegają, że skończy się tym, że tzw. śmieciówki rzeczywiście trafią na śmietnik. Wtedy wielu pracodawców zacznie swoim ludziom płacić pod stołem. Szkoda, bo w sumie lepsza tzw. umowa śmieciowa niż żadna.

Eksperci: Wszyscy stracą na likwidacji tzw. umów śmieciowych

Tyle mówi wydany przez PWN Uniwersalny Słownik Języka Polskiego pod redakcją prof. Stanisława Dubisza. Politycy i związkowcy wiedzą swoje – dla nich „śmieciowe" ?są wszystkie umowy zapewniające zatrudnienie, które nie są umową o pracę.

„Umowy śmieciowe", a więc – w domyśle gorsze i bezużyteczne. To pełne pogardy określenie, ukute przez związkowców, podchwycił premier Donald Tusk, szukając sposobu na zmniejszenie deficytu w ZUS. Samo uderzenie w umowy o dzieło może dać ?– jak wynika z szacunków „Rzeczpospolitej" – aż 2 mld zł. Właśnie do tego zmierzają plany rządu. Napiętnowanie „przeciwnika" ułatwia mu przeprowadzenie całej operacji.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody