Wszelkie ekstremalne sytuacje dotyczące Stanów Zjednoczonych, takie jak uderzenia szczególnie silnego huraganu czy fala śnieżyc i mrozów, bardzo szybko znajdują odbicie w pojawiających się w mediach szacunkach amerykańskich ekonomistów. Uważny obserwator bez większych problemów zauważy, że często te wyliczenia są dość rozbieżne, ale – co wydaje się ważne – mają one spory wpływ na decyzje inwestorów.
Koszt ostatniej fali mrozów został oszacowany na 5 mld dolarów. Tak przynajmniej twierdzi NBC News, powołując się na wyspecjalizowaną firmę badawczą Planalytics. To niewiele, gdy porównamy te wyliczenia do szacunkowych kosztów śnieżyc, które sparaliżowały Stany Zjednoczone w końcu 2010 roku. Wówczas straty obliczono na 25–30 mld dolarów.
Niewykluczone, że wpływ na wielkość szacunków mają nastroje w USA, które są dziś dużo lepsze niż w 2010 roku. Badacze twierdzą, że skutki tegorocznych mrozów będą tylko przejściowe i widoczne w wynikach I kwartału. IHS Global sądzi, że z powodu mrozu wzrost PKB w I kwartale będzie niższy o 0,1–0,2 pkt proc., ale spodziewa się, że straty zostaną odrobione w kolejnych trzech miesiącach.
Patrzyłem, jak giełda zareagowała na problemy tych, którzy atak zimy i mrozu odczuli szczególnie silnie, czyli jak zachowywały się akcje linii lotniczych, które – według szacunków różnych ekspertów – na mrozach straciły od 50 mln do 452 mln dolarów. Można powiedzieć, że reakcja rynku była proporcjonalna do skali problemu: akcje tych linii, które odwołały najwięcej lotów – JetBlue – taniały najbardziej.
W Polsce niełatwo jest znaleźć podane szybko, firmowane nazwiskami uznanych ekonomistów, albo markami renomowanych instytutów badawczych lub instytucji finansowych przewidywania dotyczące ekonomicznych i gospodarczych skutków jakiegoś niespodziewanego wydarzenia.