Najprościej byłoby, gdyby kopalnia ta została po prostu wniesiona aportem do JSW i wtedy żadne pieniądze nie byłyby potrzebne. Ale wygląda na to, że chodzi o to, by jedna firma państwowa zasiliła drugą.

Idzie o kwoty z punktu widzenia JSW potężne. Według analityków ten wydatek może oznaczać tak poważne uszczuplenie gotówkowych zasobów JSW, że chyba trzeba będzie podpierać się kredytem. W perspektywie JSW ma jeszcze półmiliardowy wydatek na potrzeby inwestycyjne przejmowanej kopalni.

Ciekawe, jak się czują na wieść o tym zakupie biorący udział w tzw. akcjonariacie obywatelskim, czyli zwykli Polacy, których władza namówiła na inwestowanie oszczędności w tzw. prywatyzowane spółki państwowe. Spora część akcjonariuszymiała niewielkie pojęcie o grze na giełdzie i kupując akcje kierowała się wiarą, iż ministrowie wiedzą, co mówią, radząc im zainteresowanie się m.in. ofertą JSW.

Niestety, wyszli na tym kiepsko . Wiceminister skarbu przyznał w „Rz", że „akcjonariusze ponieśli stratę. Świadomy inwestor wie jednak, że inwestycje giełdowe to kupowanie przyszłości i że nie ma gwarancji zysku". Popatrzmy więc na ową przyszłość. W połowie grudnia 2013 r. walory kopalni były o połowę tańsze niż w debiucie, a spora część 172 tys. inwestorów indywidualnych poniosła straty.

Dziś akcjonariat czyta o transakcji kupna Knurowa za ogromne pieniądze. Czy o kupowanie takiej przyszłości chodziło ministrowi?