Globalizacja szczęście czy przekleństwo

Przynosi korzyści wszystkim czy głównie „banksterom”? Czas sprawdzić wyniki badań – pisze menedżer Banku Światowego dla Polski i krajów bałtyckich.

Publikacja: 10.02.2014 10:34

Red

Globalne nierówności zaczęły się pogłębiać wraz z nastaniem rewolucji przemysłowej, kiedy gospodarki niektórych krajów zaczęły się rozwijać znacznie szybciej niż reszta świata. Dało im to przewagę, którą utrzymały aż do początku ery globalizacji. Rozpoczął się wówczas „pościg" za liderami i niektóre najuboższe kraje przeobraziły się w rynki wschodzące, a nawet globalne lokomotywy wzrostu.

Jeszcze za wcześnie, by to ostatecznie przesądzać, ale wydaje się, że od końca lat 90. nierówności pomiędzy krajami zaczęły się zmniejszać. Jednak z drugiej strony dane wskazują, że w niektórych krajach globalizacja wiązała się z pogłębieniem nierówności – o czym wspominali niedawno tak pozornie różni przywódcy, jak prezydent Barack Obama i papież Franciszek.

W swoim najnowszym badaniu Branko Milanovic z Banku Światowego spojrzał na problem nierówności pod innym kątem. Zaproponował, abyśmy zmierzyli nierówności nie między państwami, ale ich indywidualnymi mieszkańcami. Co by się stało, gdybyśmy zamiast porównywać np. Polskę z Niemcami czy bogatych z ubogimi w Polsce, porównali każdego człowieka z innymi ludźmi? Zobaczylibyśmy wzrost czy raczej spadek globalnych nierówności występujących między najbogatszymi i najuboższymi obywatelami, niezależnie od miejsca zamieszkania?

Od kogo są bogatsi najbiedniejsi Niemcy

Badanie pozwoliło na ciekawe wnioski. Wynika z niego, że świat jest areną ogromnych nierówności. Jeśli zastosuje się standardowy wskaźnik (współczynnik Giniego), są one na świecie dużo głębsze niż w obrębie jakiegokolwiek kraju, nawet tego o największych nierównościach. Luka między ubogim mieszkańcem Indii czy Afryki Subsaharyjskiej a członkiem klasy wyższej na Zachodzie to otchłań.

Wbrew powszechnemu przekonaniu Polska już należy do najbogatszych krajów świata, co nie oznacza, że wszyscy są tu bogaci.

Wyniki badania dowodzą również, że czynnikiem decydującym o poziomie dochodów jest miejsce zamieszkania. Najuboższe 5 proc. Niemców jest zamożniejsze od najbogatszych 5 proc. mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej. Innymi słowy, miejsce zamieszkania znaczy więcej niż klasa społeczna (i to by było na tyle, panie Marks!). Konsekwencje takiego stanu rzeczy są oczywiste: albo ubogie kraje zaczną się szybciej rozwijać, albo ich mieszkańcy będą skłonni wybrać emigrację i życie w bogatszych regionach.

Wschodząca ?klasa średnia

Jednym z najciekawszych aspektów badania jest analiza zwycięzców i przegranych procesów globalizacyjnych. Odsłania ona kilka nieoczekiwanych faktów. Często można usłyszeć, że na globalizacji zyskują przede wszystkim dwie grupy społeczne: „górny 1 procent" oraz „wschodząca klasa średnia" w krajach takich jak Chiny, Indie itp. To intuicyjne odczucie faktycznie znajduje potwierdzenie w liczbach. Jednak liczby pokazują również, że dochody „wschodzącej klasy średniej" rosły nawet szybciej niż dochody „górnego 1 procentu". Poza tym „wschodząca klasa średnia" to prawie połowa mieszkańców naszej planety. Jest się więc z czego cieszyć!

Badanie wskazuje także, że sytuacja osób znajdujących się na dole drabiny społecznej również się poprawiła w ostatnich dekadach – co prawda nie tak bardzo jak w przypadku „wschodzącej klasy średniej", ale w wystarczającym stopniu, aby radykalnie zmniejszyć obszary skrajnej nędzy. To optymistyczna konstatacja. Wyjątek stanowi najuboższe 5 proc. światowej populacji: ludzie, którzy z reguły żyją na terenach objętych konfliktami zbrojnymi i niewiele skorzystali z globalizacji, ponieważ ona ich ominęła.

Okazuje się też, że prawdopodobnie największym „przegranym" procesu globalizacji jest „globalna wyższa klasa średnia" (w ujęciu statystycznym: osoby mieszczące się między 75. a 90. percentylem rozkładu dochodów), tj. najuboższa część mieszkańców krajów Europy Zachodniej oraz niższa klasa średnia w Europie Środkowej. Grupy te co prawda nie straciły, ale nie doświadczyły też znaczącego wzrostu dochodów w trakcie ostatnich 20 lat, podczas gdy reszta świata odczuła poprawę.

Polacy w gronie najbogatszych

Co to wszystko oznacza dla kraju takiego jak Polska? Na przekór powszechnemu przekonaniu, jako całość już należy do najbogatszych krajów świata, co nie oznacza, rzecz jasna, że wszyscy mieszkańcy Polski są bogaci. W badaniu podkreśla się potrzebę przyspieszenia wzrostu gospodarczego, tak aby jak najprędzej oddalić się od potencjalnie ryzykownego obszaru „globalnej wyższej klasy średniej".

Autor sugeruje również potrzebę dalszych działań programowych na rzecz powszechnego udziału w owocach dobrobytu, aby nie dopuścić do tego, że korzyści z procesu globalizacji odniosą tylko nieliczni „szczęśliwcy". Wręcz przeciwnie, wszyscy – w tym osoby o najniższych dochodach – powinni móc korzystać z możliwości, jakie niesie ze sobą globalizacja. W opracowaniu jest mowa o konieczności wspierania rozwoju innych krajów w celu zmniejszania globalnych nierówności, które mogą się stać zalążkiem geopolitycznych zawirowań. A co najważniejsze, badanie potwierdza w oparciu o dane liczbowe, że świat naprawdę zmienia się na lepsze.

Pełny tekst opracowania – przystępnie napisanego i zaskakująco łatwego w lekturze – jest dostępny w Internecie.

Globalne nierówności zaczęły się pogłębiać wraz z nastaniem rewolucji przemysłowej, kiedy gospodarki niektórych krajów zaczęły się rozwijać znacznie szybciej niż reszta świata. Dało im to przewagę, którą utrzymały aż do początku ery globalizacji. Rozpoczął się wówczas „pościg" za liderami i niektóre najuboższe kraje przeobraziły się w rynki wschodzące, a nawet globalne lokomotywy wzrostu.

Jeszcze za wcześnie, by to ostatecznie przesądzać, ale wydaje się, że od końca lat 90. nierówności pomiędzy krajami zaczęły się zmniejszać. Jednak z drugiej strony dane wskazują, że w niektórych krajach globalizacja wiązała się z pogłębieniem nierówności – o czym wspominali niedawno tak pozornie różni przywódcy, jak prezydent Barack Obama i papież Franciszek.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację