Albo kraj ten wejdzie na drogę normalnego, stabilnego wzrostu, z którego korzystać będą wszyscy (a nie tylko garść oligarchów i skorumpowanych polityków) – albo po jednym rozczarowaniu będzie przychodzić następne, a po jednym Majdanie kolejny.
Problem w tym, że właściwie nikt nie ma dziś prostego pomysłu na to, w jaki sposób rozwiązać długookresowe problemy gospodarcze Ukrainy. Na pewno nie ma takiego pomysłu Unia Europejska. Słucham naiwnych wypowiedzi niektórych naszych polityków na temat tego, że rozwiązaniem jest pakiet pomocowy dla naszego sąsiada (wszystko już jedno, kto miałby za niego zapłacić) i wzruszam ramionami. Jednorazowy zastrzyk jednego, czy nawet kilku miliardów euro pomógłby ustabilizować gospodarkę i poprawić sytuację na kilka miesięcy. A co dalej? W tak działającej Ukrainie, jak dziś, pieniądze koniec końców i tak znalazłyby się na kontach wąskiej grupy ludzi i najpewniej wywędrowały za granicę.
Jakimś rozwiązaniem mogłoby teoretycznie być zaproszenie Ukrainy do Unii, oczywiście rozumiane raczej jako wieloletni proces, niż szybkie członkostwo. Ale wszelkie doświadczenia pokazują, że członkostwo w Unii zaoferowane krajowi, który nie jest do tego przygotowany jest niezwykle kosztowne, a w końcu prowadzi do potężnych gospodarczych kłopotów i frustracji w samym uszczęśliwionym w ten sposób kraju. Dobrym przykładem jest Grecja.
Unia ma kłopot z tym, co mogłaby zaoferować Ukrainie. Ale widać wyraźnie, że kłopot ma również Rosja. Moskwa zachowuje się trochę jak drapieżnik, który trzyma swoją ofiarę w zaciśniętych szczękach i nie wypuszcza, ale połknąć albo nie może, albo nie ma ochoty. Mimo całej nieco teatralnej, wielkomocarstwowej retoryki, Rosja nie ma zasobów finansowych wystarczających do tego, by trwale podtrzymywać wielkiego, niewydolnego gospodarczo sąsiada. Prawdę mówiąc, Rosja nie może nawet zdecydować się na to, by wchłonąć czterokrotnie mniejszą Białoruś. Oczywiście, dla politycznych korzyści jest skłonna zaryzykować utratę paru miliardów dolarów - na Kremlu znacznie łatwiej podjąć taką decyzję niż w Brukseli. Ale między jednorazowym wydatkiem, a koniecznością stałego wspierania jest duża różnica. W gruncie rzeczy wygląda więc na to, że Kremlowi najbardziej odpowiadałaby kontynuacja dotychczasowego stanu zawieszenia Ukrainy między Rosją a Europą, a pomysłu na inne, trwałe rozwiązanie raczej nie ma.
Bo tak naprawdę, to Ukraina tkwi w błędnym kole kłopotów gospodarczych i niestabilności politycznej, którego nikt z zewnątrz nie da rady przełamać. Jedyne rozwiązanie to rozwiązanie wewnętrzne, radykalny program reform gospodarczych i instytucjonalnych, który umożliwiłby stworzenie podstaw zdrowej, zdolnej do trwałego rozwoju gospodarki i państwa wolnego od raka korupcji. Nikt poza Ukraińcami tego dokonać nie zdoła.