Do końca PRL zakłady pracy lub inne instytucje państwowe utrzymywały kluby. Kiedy wybuchła „Solidarność", związkowcy postanowili z tym skończyć. W setkach zakładów pracy pozbawili sportowców lewych etatów, co było równoznaczne z początkiem upadku wielu klubów. ?Śląsk, dominujący w polskiej piłce przez kilkadziesiąt lat, nagle stracił znaczenie. To nie przypadek, że po raz ostatni drużyna ze Śląska została mistrzem Polski w roku 1989 (Ruch Chorzów), czyli roku przemian ustrojowych.
Wszyscy mniej więcej w tym samym czasie – tuż po przełomie ustrojowym – szybko się przekonali, że pieniądze nie będą już spadać z nieba i trzeba o nie zadbać samemu.
Początkowo głównym źródłem dochodów stała się sprzedaż zawodników na Zachód. Piłkarze zaczęli wyjeżdżać za granicę od końca lat 70., a w 80. i 90. stało się to normą. W 1978 r. Manchester City zapłacił Legii za Kazimierza Deynę 100 tys. funtów i dodał komplet strojów piłkarskich firmy Adidas. W 1982 r. Juventus zapłacił Widzewowi za Zbigniewa Bońka 1,8 mln dol. To była fortuna. Można było utrzymać klub i jeszcze coś zostało. Tyle że Boniek był jeden.
Klub piłkarski w Polsce zarabia przede wszystkim na transferach zawodników, sprzedaży biletów, reklam i praw telewizyjnych.
Do końca PRL nikt nie liczył pieniędzy. Niektóre kluby funkcjonowały jako wydziały zakładów pracy. Klub Grzegorza Laty, Henryka Kasperczaka i Andrzeja Szarmacha – Stal Mielec – był fabrycznym klubem Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Mieliśmy takich w kraju więcej. Bałtyk był wydziałem stoczni w Gdyni.