Jest to pożywka dla wszystkich twierdzących, że Polska jest krajem skrajnej nędzy, a dane dotyczące PKB na jednego mieszkańca to statystyczne oszustwo.
Przypomnijmy, że według kryterium PKB Polska plasuje się na przełomie czwartej i piątej dziesiątki krajów świata. W zestawieniu przygotowanym przez MFW jest na 48. miejscu, ?w rankingu Banku Światowego na 46., a według CIA – na 52. We wszystkich pomiarach PKB na jednego mieszkańca wynosi u nas 21 tys. dolarów, co stanowi 90 proc. poziomu Grecji i 40–45 proc. poziomu Szwajcarii.
Jak wiadomo, PKB jest niedoskonałą miarą bogactwa. Dlatego bywa zastępowany przez inne wskaźniki, będące wynikiem dodania lub odjęcia niektórych składowych PKB (np. MEW, czyli Measure of Economic Welfare wymyślony przez Nordhausa i Tobina). Wskaźniki te nie mają pewnych wad pierwowzoru, ale pojawia się dyskrecjonalność pomiaru i czasem wyniki są paradoksalne. Na przykład indeks spada przy ewidentnej poprawie dobrobytu lub odwrotnie. Najprostszy wskaźnik (choć nie najgorszy), czyli konsumpcja, podnosi naszą pozycję, natomiast stopa inwestycji w Polsce jest niższa niż średnia w krajach rozwiniętych.
Druga grupa miar (tu najpopularniejszy jest oenzetowski HDI – Human Development Index) polega na całkowitym odrzuceniu wyceny wartościowej i agregowaniu cząstkowych wskaźników naturalnych. Ich dobór jest jednak krytykowany za subiektywizm, a metodyka – za nieudolne naśladowanie tego, co w sposób zobiektywizowany czyni rynek. A co najgorsze, taki pomiar pozwala hierarchizować kraje, ale nie daje odpowiedzi, o ile jedno państwo jest bogatsze od drugiego. Dla zwolenników teorii polskiej biedy jest to wskaźnik bardzo niewygodny, gdyż Polska jest tu wyceniana najwyżej (39. miejsce na świecie).
Skąd wziął się zatem ten straszny, nawet 20-krotny dystans wobec najbogatszych krajów świata, wynikający z raportu Global Wealth Databook 2013? Ano z tego, że Credit Suisse policzył wartość majątku indywidualnego, definiowanego jako wartość netto aktywów finansowych i niefinansowych (przede wszystkim domów, mieszkań i ziemi). Tyle tylko, że nie mówi to wiele o rzeczywistym poziomie życia. I to nie dlatego, że bogactwo szczęścia nie daje, ważniejsze jest być, a nie mieć, jak jest podkreślane w społecznym nauczaniu Kościoła. Przede wszystkim chodzi o to, że ów majątek tylko w niewielkim stopniu służy zaspokojeniu bieżących potrzeb. Logika ekonomiczna podpowiada, że podobnie jak przy dochodach z kapitału, przelicznikiem mogłaby być stopa procentowa. Tyle tylko, że wtedy korekta wprowadzona do miar dochodowych byłaby minimalna. Poza tym wycena składników majątkowych zależy od koniunktury rynkowej. W przypadku Grecji majątki są znacznie przecenione z powodu kryzysu. Oczywiste jest też to, że majątek gromadzi się latami, a nam szło to nie najlepiej ze względu na wojny i 45 lat nieefektywnego systemu ekonomicznego.