Nie wystraszyliśmy się kryzysu

Piotr Henicz | Warto być liderem – mówi wiceprezes biura podróży Itaka Filipowi Frydrykiewiczowi.

Publikacja: 01.08.2014 05:43

Piotr Henicz jest wiceprezesem, dyrektorem sprzedaży i marketingu biura podróży Itaka. Twórca najwię

Piotr Henicz jest wiceprezesem, dyrektorem sprzedaży i marketingu biura podróży Itaka. Twórca największej w Polsce sieci sprzedaży produktu turystycznego i autor strategii marketingowej touroperatora, obchodzącego w tym roku 25-lecie działalności. Poznaniak, ekonomista z wykształcenia.

Foto: materiały prasowe

Itaka w tym roku obchodzi 25-lecie działalności. Początek to prywatyzacja WuPeTu...

Piotr Henicz: Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Turystycznego. Takich firm było w PRL kilkanaście – po jednym w każdym mieście wojewódzkim. Tę z Opola kupił w 1989 roku Mariusz Jańczuk z Leszkiem Szagdajem, wtedy koledzy ze studiów, a dzisiaj prezesi i wspólnicy w Itace.

Początki firmy były mało turystyczne.

Jeździło się wtedy na Zachód po samochody. Klienci, zapisując się na wycieczkę, deklarowali, ile mają pieniędzy i jakiej marki samochód chcieliby kupić. Autokarem jechało 40, 50 osób z gotówką w kieszeniach, a pilot wycieczki z listą zamówionych aut. Tak przyjeżdżali na największą giełdę samochodową w Europie pod Utrechtem w Holandii. Rola pilota sprowadzała się do tego, żeby pomóc wyszukać klientowi wymarzone auto i załatwić formalności. Wycieczka była udana, kiedy do Polski wracał pusty autokar z kierowcami i pilotem, a za nim sznur nowo kupionych aut. Wszyscy się trzymali razem, bo większość „turystów" była pierwszy raz za granicą. Były też organizowane wyjazdy handlowe do Istambułu, Berlina, Wiednia. To był początek wolnego rynku i swobody w wyjazdach za granicę, nareszcie każdy mógł dostać paszport.

W zeszłym roku Itaka pobiła rekord – 500 tysięcy klientów. Od jakiej liczby zaczynaliście?

Na początku były to setki, a w następnych latach tysiące. Od samego początku mieliśmy ambicje, żeby to było biuro podróży z prawdziwego zdarzenia, które będzie konkurować z Orbisem, Gromadą, Almaturem. Zwoziliśmy klientów z innych miast: ze Szczecina, Gdańska, Poznania, Wrocławia, do Opola, skąd startowały nasze autokary. Na początku były to wyjazdy na zwiedzanie Włoch, ale i na wczasy do Lido di Jesolo i Rimini, a potem do Sorrento na południu. Co dziesięć dni kursowały wahadłowo autokary, które zawoziły jednych, a odbierały drugich wczasowiczów. Później dodaliśmy wczasy autokarowe w Hiszpanii i na Lazurowym Wybrzeżu we Francji. Za tym szły programy wycieczkowe – Francja, Hiszpania, Wielka Brytania, Skandynawia. Kolejnym etapem i rozwinięciem działalności na większą skalę było wejście w loty czarterowe. O ile pamiętam, to był rok 1994.

Przeżyliście też mariaż ze skandynawskim Vingiem.

W 1999 r. w Polsce pojawiło się to biuro podróży należące do skandynawskiego koncernu My Travel Northern Europe. Mieli dużo pieniędzy, pierwszy raz w Polsce biuro podróży reklamowało się w telewizji. Ving miał nawet dobre ceny, ale po dwóch latach działalności miał też ogromne straty. Przeinwestowali. Poza tym myśleli, że polski rynek będzie funkcjonował tak jak skandynawski czy brytyjski, które znali. Tymczasem nie potrafili się dopasować do zwyczajów i potrzeb polskich klientów. Postanowili uciec do przodu i kupić polskie biuro podróży, a wraz z nim lokalne know-how. Na rynku nie było zdecydowanego lidera. To, że wynajęta przez Vinga firma audytorska Ernst and Young zwróciła uwagę właśnie na Itakę, uświadomiło nam, że jesteśmy coś warci.

I sprzedaliście się Vingowi?

To była trudna decyzja. Ving zaproponował nam bardzo ciekawą pod względem finansowym ofertę. Prawnik poradził nam, żeby w umowie zawrzeć klauzulę, że byli właściciele mają prawo pierwokupu, gdyby Ving chciał się pozbyć firmy. Zdziwiliśmy się, po co on tam takie rzeczy pisze, ale rzeczywiście, na końcu, małym druczkiem taka formuła się znalazła. Potem się okazało to bardzo korzystne dla nas.

Kilka tygodni po transakcji doszło do zamachu na WTC w Nowym Jorku. To uratowało Itakę, jaką znamy dzisiaj?

My Travel Northern Europe żyła głównie z turystów kursujących z Europy do Ameryki. Po 11 września 2001 r. zapotrzebowanie na ich usługi gwałtownie spadło, a ceny ich akcji zjechały o kilkadziesiąt procent. Firma musiała szybko zredukować działalność, postanowiła się wycofać z Polski, Holandii i Niemiec. Zaczęła poszukiwać kupca na Itakę. Jednocześnie kryzys w turystyce spowodował, że sezony 2001–2003 były fatalne. Udało nam się dogadać, że skorzystamy z prawa pierwokupu. Oczywiście za mniejszą sumę niż ta, za jaką sprzedaliśmy. Wyszliśmy z tego mariażu wzmocnieni o nowe doświadczenia, drugą markę (Ving), rozbudowaną sieć sprzedaży i wyposażeni w kapitał. Ten ostatni element był bardzo ważny, bo pozwolił nam nie korzystać jak 99 procent konkurentów z linii kredytowych i zawierać korzystniejsze umowy z hotelarzami i liniami lotniczymi.

I zaczęliście marsz po tytuł lidera, który dzierżyła wtedy Triada?

Musieliśmy mocno ją gonić. W 2009 r., kiedy wszyscy bali się kryzysu, podjęliśmy ryzyko – nie tylko nie zmniejszyliśmy programu miejsc w samolotach, hotelach i autokarach, ale zwiększyliśmy go, i to dwukrotnie. To był rok kiedy uciekliśmy konkurencji.

Dlaczego warto być liderem?

Choćby po to, że teraz wszyscy hotelarze na świecie wiedzą, że w Polsce największym turystycznym partnerem jest Itaka. To diametralnie zmienia naszą pozycję, bo to my możemy wybierać, z kim chcemy współpracować. O to warto było walczyć.

Jaka będzie Itaka za dziesięć lat na 35-lecie działalności?

Jednym z wyzwań, które nas czekają w najbliższym czasie, jest nadążenie za rozwiązaniami technologicznymi, które się pojawiają w turystyce. Na przykład stworzenie klientom dynamicznej formy sprzedaży, żeby mogli wybrać nie tylko kierunki, lecz również terminy i liczbę dni, jaką chcą spędzić na wyjeździe. I żeby mogli łączyć dowolną ilość wypoczynku z dowolną ilością zwiedzania. Mamy specjalną firmę zajmującą się tylko rozwojem oprogramowania, w tym systemu rezerwacyjnego. Myślę, że w ciągu dwóch–trzech lat będziemy mieli własny, autorski system rezerwacyjny z nowymi możliwościami.

Itaka w tym roku obchodzi 25-lecie działalności. Początek to prywatyzacja WuPeTu...

Piotr Henicz: Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Turystycznego. Takich firm było w PRL kilkanaście – po jednym w każdym mieście wojewódzkim. Tę z Opola kupił w 1989 roku Mariusz Jańczuk z Leszkiem Szagdajem, wtedy koledzy ze studiów, a dzisiaj prezesi i wspólnicy w Itace.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację