Krótkotrwałe załamanie się światowego systemu finansowego w latach 2008–2009 było takim czarnym łabędziem. Działania Rosji za naszą wschodnią granicą, na Ukrainie i ostatnio w Estonii przypomniały, że wrogie działania innych rządów, ich służb specjalnych i wojsk też mogą mieć dramatyczne skutki dla firm i zwykłych ludzi. Osoby odpowiedzialne za zarządzanie ryzykiem w kraju czy firmie powinny przygotować plany na wypadek, gdyby doszło do nasilenia działań wojennych.
Na poziomie kraju kluczowe jest pytanie, czy mamy zdolność obronną lub zdolność do neutralizacji skutków na wypadek różnego rodzaju ataków: nuklearnego, innej broni masowej zagłady, konwencjonalnego ataku militarnego, ataków terrorystycznych, wojny energetycznej, prowokacji. Na przykład, czy dane miasto jest przygotowane na wypadek użycia w tym mieście broni chemicznej lub biologicznej na dużą skalę? Co by się stało, gdyby takiej broni użyto w warszawskim metrze w godzinach szczytu? Czy w kluczowych dla funkcjonowania miasta firmach i instytucjach były prowadzone ćwiczenia zapewniające ciągłość działania w takich sytuacjach?
Na przykład w Narodowym Banku Polskim, w czasach, gdy byłem wiceprezesem, mieliśmy regularnie takie ćwiczenia, są stworzone zapasowe centra, które przejmują funkcje centrali, gdyby ta została zniszczona, są przygotowane odpowiednie procedury. Czy tak jest w innych centrach decyzyjnych?
Na poziomie firmy warto zadać sobie kilka pytań. Jaki wpływ na działanie firmy będzie miał brak regularnych dostaw energii lub nagła utrata dużych rynków zbytu? Z tym drugim ryzykiem boryka się już wiele polskich firm. Czy są sprawne procedury działania na wypadek przejęcia aktywów firmy za granicą lub czy podjęto działania, żeby ograniczyć negatywne skutki takiego przejęcia?
W przypadku firm eksportujących – czy przeprowadzono analizę ryzyka dla trwałości dostępu do rynków eksportowych. Przy czym niekoniecznie dotyczy to wyłącznie rynku rosyjskiego, bo firmy z innych krajów tracące rynek w Rosji mogą podjąć działania lobbingowe na rzecz ochrony swojego rynku rodzimego, na którym muszą uplasować nadmiar produkcji.