I że taki stan utrzyma się przez najbliższe dwa lata, do czasu wyborów prezydenckich w USA. Z niewiadomymi konsekwencjami i dla Ameryki, i dla reszty świata.
Mówi się, że to nic nowego. Że taką „kohabitację" (prezydent z jednej partii, Kongres w rękach drugiej) Amerykanie ćwiczyli w ostatnich dziesięcioleciach już wielokrotnie, zazwyczaj bez poważniejszych konsekwencji. Z opozycyjnym Kongresem musiał sobie radzić i Bush, i Clinton, i Reagan, w zasadzie z powodzeniem. Amerykański system polityczny jest na to całkiem dobrze przygotowany – mimo pajęczyny wzajemnych zależności władzy ustawodawczej i wykonawczej, pozycja prezydenta jest na tyle silna, że pozwala mu skutecznie rządzić państwem nawet przy opozycyjnym Kongresie. Oczywiście w normalnych czasach, gdy nie trzeba w szybkim czasie podejmować bardzo trudnych decyzji.
Sprawy mają się jednak gorzej w czasach niepokoju. Najgorszym doświadczeniem pod tym względem był początek lat 30., kiedy republikański prezydent Hoover nie był w stanie współpracować z podzielonym Kongresem. W efekcie wielki kryzys z roku na rok się pogłębiał, a rząd nie był w stanie praktycznie nic zrobić – do czasu, aż podwójną demokratyczną większość przyniosły wybory w roku 1932, pozwalając Rooseveltowi na przeforsowanie ustaw stabilizujących amerykańskie finanse i gospodarkę.
W czasach niepokoju jest bowiem ?tak, że nawet nieoptymalna – ale przynajmniej konsekwentnie prowadzona polityka – jest lepsza od bezwładnego dryfu. W czasie niepokojów szczególnie ważne jest to, aby uczestnicy życia gospodarczego wiedzieli, że na mostku jest kapitan, trzymający rękę na sterze.
Dziś mamy takie właśnie niespokojne czasy. Polityka Baracka Obamy, polegająca na wspierających popyt rynkowy wielkich rządowych wydatkach (finansowanych wzrostem zadłużenia państwa i wspomagana skutecznie przez Fed, zalewający system bankowy morzem nowo wydrukowanych dolarów), u wielu ekonomistów budziła i budzi sprzeciw. Jednak konsekwentnie realizowana doprowadziła przynajmniej do stopniowej odbudowy zaufania do amerykańskiego systemu finansowego, wzrostu pewności siebie u konsumentów, stabilizacji na rynku nieruchomości i początków procesu delewarowania (czyli zmniejszania stopnia zadłużenia gospodarki).