Listopadowych danych dotyczących wartości depozytów jeszcze nie znamy, ale gdyby Polaków do oszczędzania w bankach zniechęcało malejące oprocentowanie lokat, powinno się to uwidocznić już w październiku. NBP ostatnio obniżył stopy procentowe na początku tamtego miesiąca, a rynkowe stopy, od których zależy oprocentowanie depozytów, w oczekiwaniu na ten ruch mocno spadły już we wrześniu. Mimo to w październiku wartość depozytów bankowych gospodarstw domowych wzrosła o 0,8 proc. w stosunku do września i o 8,2 proc. w stosunku do października 2013 r. W poprzednich miesiącach wzrost ten był niższy.
Z tego, że pieniądze, które trafiają do funduszy, nie pochodzą z likwidowanych lokat, nie wynika wprost, że są to głównie nowe oszczędności, ale jest to prawdopodobne. Umiarkowana deflacja w połączeniu z dynamicznym wzrostem płac zwiększa siłę nabywczą gospodarstw domowych, co pozwala im więcej odłożyć.
Czy dobrym pomysłem jest powierzanie tych oszczędności akurat funduszom obligacyjnym oraz pieniężnym i gotówkowym, na które przypadła w listopadzie niemal cała wspomniana na początku wpłata netto? Od samych zarządzających można usłyszeć, że nie. Ale to nie znaczy, że oszczędzającym grozi powtórka z 2007 r., gdy masowo wpłacali pieniądze do portfeli akcji tuż przed giełdowym krachem. Obecnie napływy do funduszy są wyraźnie niższe, niż były wtedy, więc trudno mówić o owczym pędzie. A te z nich, które Polacy najchętniej wybierają, zapewne nie przysporzą im w najbliższym czasie strat. Co najwyżej nie przyniosą takich zysków, jak w ostatnich latach.