Podobne statystyki można pewnie sporządzić dla Polski i paru innych krajów - przynajmniej dla typowych pracowników biurowych.
Autorzy brytyjskiego badania wyliczają, że ten marnotrawny pracownik przeznacza w sumie aż cztery dni w roku na robienie kawy czy herbaty, tyle samo na sprawdzanie prywatnych e-maili, pięć dni na rozmowy z kolegami, a około sześciu dni bumeluje na portalach społecznościowych. (Aż dziwne, że nie wliczono tu przerw na wyjście do toalety- to też strata czasu).
Podobne statystyki ochoczo podchwycone przez media to woda na młyn różnych firm, które oferują systemy monitoringu albo jak kto woli szpiegowania pracowników. Są specjalne programy śledzące aktywność na firmowym komputerze, nie wspominając o tym, że sporo firm po prostu odcina załodze dostęp do sieci. Montowane w niektórych biurach kamery mają nie tyle pilnować bezpieczeństwa, co śledzić wydajność pracowników (czy aby nie oddalają się zbyt często od biurka). W magazynach Amazona tempo pracy monitorują elektroniczne skanery, które na bieżąco przekazują do menedżera dane o aktywności pracownika. Ponoć są już systemy badające wyraz twarzy i ruchy gałek ocznych - sprawdzając, czy aby jesteśmy dość skupieni na pracy. W Stanach Zjednoczonych niedawno przeprowadzono udane testy z osobistymi czujnikami dla biurowych pracowników, które (podobnie jak skanery w Amazonie) pozwalają monitorować ich aktywność.
Wyniki czujnikowego eksperymentu okazały się jednak dość zaskakujące - otóż ludzie, którzy „tracili" więcej czasu na bezproduktywne w teorii przerwy na herbatę czy kawę oraz pogaduszki z kolegami, okazali się zdecydowanie bardziej wydajni i skuteczni w pracy. Szczególnie wtedy, gdy spotykali się w firmowej kuchni z kolegami z innych działów. Autorzy badania wyjaśnili to dość prosto – takie pogaduszki dużo lepiej niż popularny „open space" budują nieformalne relacje w firmie, które potem usprawniają formalną już współpracę. Po prosu Kasia z działu księgowości, z którą dyskutujemy przy kuchence mikrofalowej o zaletach kolejnych diet, w razie potrzeby szybciej nam rozliczy fakturę niż anonimowej pani X. Takich przykładów amerykańscy naukowcy odkryli na tyle sporo, że doradzają firmom organizowane większych kuchni w przestrzeniach między działami. Czy w tej sytuacji przerwę na kawę i pogaduszki można uznać za stratą czasu? Chyba nie bardziej niż business lunch, na które umawia się z kontrahentami menedżer, choć w teorii też przecież mógłby wysłać maila, albo zadzwonić.
Niektórzy cenią też relacyjny i informacyjny walor przerw na papierosa- niejedna osoba przyspieszyła swój awans dzięki takim przerwom spędzonym we właściwym gronie.