Niemal od początku istnienia naszej giełdy przywykliśmy traktować ją jako niewątpliwy sukces, a porównanie z innymi giełdami potwierdzało ten wniosek.
Niewątpliwie w rozwoju naszej giełdy istotną rolę odegrały dwie lokomotywy: prywatyzacja poprzez oferty publiczne i inwestycje otwartych funduszy emerytalnych. Dzisiaj trudno dalej liczyć na te lokomotywy, choć nadal nasza sytuacja wydaje się być lepsza niż wielu giełd konkurencyjnych.
Generalnie rynek akcji przestał być wszędzie źródłem znaczących dochodów giełd. Jednak w odróżnieniu od innych giełd nie mamy konkurencji w postaci niegiełdowych platform obrotu, które potrafiły zabrać kilkadziesiąt procent rynku. Wydaje się, że uchroniły nas niejasności co do opodatkowania transakcji.
Nie pojawił się u nas także HFT, czyli handel wysokich częstotliwości: komputery składają olbrzymią liczbę zleceń, wykorzystując ruchy cenowe i szybkość składania zleceń. HFT nie wszędzie jest zresztą krytycznie oceniane, niewątpliwie ma pozytywny wpływ na płynność.
Cieszyć również musi, chyba już definitywne zakończenie sporów pomiędzy giełdą a środowiskiem maklerskim. Wejście do zarządu GPW osób od lat związanych z domami maklerskimi zamknęło anormalną sytuację sporów giełdy z głównymi dostarczycielami biznesu.