Ponieważ ma do wyremontowania szlak kolejowy z Łodzi do Warszawy, dzieli 130-kilometrowy odcinek na kawałki. Najpierw bierze się do odcinka z Łodzi do Skierniewic. Gdy go skończy, przychodzi czas na trasę Skierniewice–Warszawa. Ponieważ korporacja chce błysnąć na tle Polski, a nawet Europy, postanawia stworzyć w Łodzi za miliard złotych podziemny dworzec. Na czas prac przenosi pasażerów na dworzec na obrzeżach miasta, bo taki ma do dyspozycji. Wielka firma musi też nadrobić wieloletnie zapóźnienie i wyremontować warszawski odcinek torów wraz z Dworcem Centralnym. Na czas remontu przeniesie pasażerów na inny dworzec, bo przecież nie ma wyjścia.
Efektem prac – podkreślają korporacyjni decydenci – będą dobre tory i ekstradworce w dwóch dużych miastach. Plan jest imponujący, więc pasażerowie muszą go docenić.
Z punktu widzenia pasażera wszystko jest wieloletnim koszmarem. Najpierw pociąg się wlecze, bo remontują od Łodzi do Skierniewic, potem też – bo pracują od Skierniewic do Warszawy. Przez długi czas pasażerów kolej wysadza na obrzeżach Łodzi, skąd muszą się przebijać przez miasto, dokądkolwiek by się chcieli dostać. Kolej zapowiada im teraz, że jak już cała trasa Warszawa–Łódź będzie gotowa, a nowy superdworzec „dostarczy" ich do centrum Łodzi, zacznie się mordęga w stolicy z powodu remontu torów i dworca...
W tym czasie oddano do użytku autostradę do Łodzi – samochodem śmiga się gładko i szybko, a firmy przewozowe oferują wygodny, szybki i tani transport Łódź–Warszawa nowoczesnymi autobusami.
Korporacja robi swoje. Co mówią pasażerowie nie zacytuję, bo takich słów się w "Rzeczpospolitej" nie używa.