Z badania Grant Thornton wynika, że 34 proc. osób zasiadających na kierowniczych stanowiskach w polskim biznesie to kobiety i że to odsetek wyższy od notowanego na świecie i w Europie. „The Economist" uplasował Polskę z kolei zaskakująco wysoko wśród krajów najbardziej sprzyjających kobiecej karierze (zajęliśmy szóste miejsce wśród krajów OECD, wyprzedziły nas Islandia, Norwegia, Szwecja, Finlandia i Węgry).

Pierwszą reakcją na te wyniki jest oczywiście pozytywne zaskoczenie. Drugą – chwila refleksji nad zasadnością wprowadzania parytetów. Bo wypadamy w badaniach dobrze, choć jako państwo niewiele w tym zakresie w biznesie robiliśmy. Nowy rząd opowiedział się wręcz przeciwko parytetom, jakie miałyby zapewnić 40-proc. udział kobiet w radach nadzorczych publicznych spółek w krajach UE. Można się spodziewać, że powyższe wyniki badań będą wykorzystywane przy kolejnej odsłonie debaty na ten temat. Tymczasem wprowadzenie parytetów np. tylko na jakiś czas byłoby papierkiem lakmusowym, bo szybko wykazałoby, czy istniały na rynku niebezpieczne niewidoczne blokady.

Skoro potężne Hollywood dopiero dzisiaj przełamuje tabu i ustami najzdolniejszych aktorek przyznaje, że zarobki kobiet w amerykańskim show-biznesie są od lat znacznie niższe od gaży ich kolegów po fachu, nie ma chyba co na wyrost uważać polskiego rynku za cudownym zrządzeniem losu wyregulowany idealnie. Znacznie bezpieczniej jest przyjąć, że nie do końca wiadomo, ile problemów udało się chwilowo zamieść pod dywan i mocno przydepnąć, niż od razu spoczywać na goździkach. Przepraszam, na laurach.

Magdalena Lemańska