Aktualizacja: 07.03.2016 21:00 Publikacja: 07.03.2016 21:00
Magdalena Lemańska
Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała
Z badania Grant Thornton wynika, że 34 proc. osób zasiadających na kierowniczych stanowiskach w polskim biznesie to kobiety i że to odsetek wyższy od notowanego na świecie i w Europie. „The Economist" uplasował Polskę z kolei zaskakująco wysoko wśród krajów najbardziej sprzyjających kobiecej karierze (zajęliśmy szóste miejsce wśród krajów OECD, wyprzedziły nas Islandia, Norwegia, Szwecja, Finlandia i Węgry).
Pierwszą reakcją na te wyniki jest oczywiście pozytywne zaskoczenie. Drugą – chwila refleksji nad zasadnością wprowadzania parytetów. Bo wypadamy w badaniach dobrze, choć jako państwo niewiele w tym zakresie w biznesie robiliśmy. Nowy rząd opowiedział się wręcz przeciwko parytetom, jakie miałyby zapewnić 40-proc. udział kobiet w radach nadzorczych publicznych spółek w krajach UE. Można się spodziewać, że powyższe wyniki badań będą wykorzystywane przy kolejnej odsłonie debaty na ten temat. Tymczasem wprowadzenie parytetów np. tylko na jakiś czas byłoby papierkiem lakmusowym, bo szybko wykazałoby, czy istniały na rynku niebezpieczne niewidoczne blokady.
GUS opublikował właśnie dane na temat stanu polskiej gospodarki w II kwartale. I nie są to wcale dane bardzo optymistyczne, choć na pierwszy rzut oka mogą się takie wydawać.
Raty kredytów wyższe nawet o połowę? Choć prawdopodobieństwo takiego scenariusza nie jest dziś wysokie, nie jest on jednak niemożliwy.
Homo oeconomicus zaczął być prezentowany jako „bezduszna" i „agresywna" maszyna do kalkulowania kosztów i korzyści, działająca wedle zasady, że ekonomiczny cel, czyli maksymalizacja własnych korzyści, uświęca środki.
Nikt od 20 lat tak bardzo nie nakręcił wzrostu cen w Polsce, jak pandemia pod rękę z lekceważącą inflację Radą Polityki Pieniężnej.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Analiza skutków rządów 50 populistycznych liderów, w różnych okresach i krajach, wykazała, że ich ambitne plany kończą się nieodmiennie trwałym spowolnieniem wzrostu.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas