Tomasz Budnikowski: Niemcy pracują coraz dłużej

Systemu emerytalnego nie można uratować jedynie wydłużeniem lat pracy, ale bez tego pociągnięcia zapewnienie przyszłym emerytom godnego świadczenia jest po prostu niemożliwe.

Publikacja: 30.11.2016 20:57

Tomasz Budnikowski

Tomasz Budnikowski

Foto: materiały prasowe

W większości niemieckich restauracji w niedzielne południe, i to nie tylko w okresie bardzo celebrowanego w tym kraju adwentu, trudno znaleźć wolny stolik. Pierwszy rzut oka pozwala zauważyć, że wśród gości stosunkowo niemałą grupę stanowią osoby w zaawansowanym wieku. Nie jest tajemnicą, że bardzo często to one właśnie „sponsorują" niedzielne wyjście swoim dzieciom i wnukom. Niemieckim emerytom w dalszym ciągu całkiem dobrze się powodzi. Jedynie co szósty przyznaje, że nie stać go, aby przynajmniej raz w roku wyjechać na tygodniowy urlop. W przedziale wiekowym 18–64 na taki „luksus" nie może sobie pozwolić co czwarty Niemiec, a jedna na 18 osób nie jest w stanie uregulować w terminie opłat związanych z utrzymaniem mieszkania. Podobny problem dotyczy jedynie jednego spośród 77 emerytów!

Emerytury w kampanii

Nie może więc dziwić, że przyszłość świadczeń jest przedmiotem ożywionego zainteresowania szerokich kręgów niemieckiego społeczeństwa. Co więcej, wiele wskazuje na to, że zagadnienie stanie się jednym z głównych tematów rozpoczynającej się kampanii wyborczej poprzedzającej, przewidziane na wrzesień przyszłego roku, wybory parlamentarne. Jasno wynika to chociażby z wypowiedzi szefa socjaldemokracji Sigmara Gabriela. Decyzję o swoim ewentualnym kandydowaniu na urząd kanclerski zamierza podjąć on dopiero w przyszłym roku, jednak już teraz gotów jest włączyć się w batalię o zagwarantowanie w przyszłości minimalnego poziomu świadczenia emerytalnego. Będzie to jego zdaniem konieczne, o ile koalicyjna CDU nie wyrazi wcześniej zgody na rozwiązanie, jakie w tej kwestii forsuje jego partyjna koleżanka Andrea Nahles, która od początku funkcjonowania koalicyjnego rządu Angeli Merkel kieruje resortem pracy.

Z jednej strony może ona być zadowolona. Dawno już bowiem niemiecki rynek pracy nie był w tak dobrej kondycji. Czwarty rok z rzędu zatrudnienie wzrasta, a bezrobocie wykazuje tendencję spadkową, osiągając w kończącym się roku poziom jedynie 6 proc. Słuszne obawy pani minister budzi jednak przyszłość dzisiejszych pracowników, czyli poziom przyszłych emerytur. Dziś bowiem w wieku aktywności zawodowej są liczne roczniki wyżu demograficznego lat 1955–1969 i to w znacznej mierze ich składki pozwalają na wypłaty hojnych emerytur. W najbliższych jednak latach sytuacja demograficzna ulegnie zasadniczej zmianie. W konsekwencji dla zachowania tempa wzrostu gospodarczego niezbędne okaże się zatrudnienie, i to na skalę niespotykaną dotąd nawet w Niemczech, napływających tu dziś cudzoziemców.

Wydłużanie aktywności zawodowej

To jednak dopiero za parę lat. Mając zaś na uwadze przyszłość osób dziś aktywnych zawodowo, minister Nahles przedstawiła plan sprowadzający się do ustalenia dwóch nieprzekraczalnych poziomów. Chce ona, aby do 2030 roku emerytura nie była niższa niż 43 proc. przeciętnego uposażenia oraz aby składka na to świadczenie nie przekraczała 22 proc. Szacuje się bowiem, iż bez interwencji państwa ta ostatnia w 2045 roku może nawet przekroczyć 23 proc., a przeciętna emerytura wynosić będzie 41,6 proc. średniej pensji, jaką w tym roku otrzymywać będzie w Niemczech pracownik najemny.

Jak te wielkości mają się do rzeczywistości niemieckiej Anno Domini 2016? Dziś składka emerytalna kształtuje się na poziomie 18,7 proc., a przeciętna emerytura to 47,5 proc. uposażenia, jakie w bieżącym roku otrzymuje statystyczny Niemiec. Tak naprawdę w połowie bieżącego roku średnia emerytura w zachodniej części kraju wynosiła 1370 euro, a na terenach dawnej NRD była niższa o 81 euro.

Najważniejszym warunkiem utrzymania w przyszłości emerytur na zbliżonym do dzisiejszego poziomie jest wydłużenie okresu aktywności zawodowej. Trzeba przy tym pamiętać, że proces ten ma już miejsce. Począwszy od 2012 roku wiek przechodzenia na emeryturę podnosi się o jeden miesiąc, a od 2024 roku mają to być dwa miesiące rocznie. Badania przeprowadzone przez renomowany koloński Instytut Badań Gospodarczych (IWD) pokazały wielkość przewidywanej różnicy, jaką w wysokości uzyskiwanej emerytury pociągnie za sobą wydłużenie okresu składkowego. Jeśli w konsekwencji późniejszego kończenia aktywności zawodowej okres składkowy wzrośnie do 47 (zamiast dzisiejszych 45), to relacja uzyskiwanego wówczas świadczenia emerytalnego do przeciętnej pensji, jaką uzyskiwać będzie w tym roku statystyczny niemiecki pracownik najemny, wyniesie 46,6 proc. Bez wydłużenia czasu pracy relacja ta będzie niższa o 2 punkty procentowe. Trzeba przy tym pamiętać, że wysokość przyszłej emerytury odnoszona jest nie do dzisiejszego średniego uposażenia, lecz do tego, jakie statystyczny Niemiec będzie otrzymywał za 14 lat.

Praca do 71. roku życia?

Analizując zachowania pracownicze osób o długoletnim doświadczeniu zawodowym, nie można zapominać, że prawidłowością obserwowaną w krajach rozwiniętych jest gwałtowne wydłużanie się długości życia. Nic dziwnego, że są już kraje, gdzie w ślad za wydłużaniem się przewidywanego dalszego życia osób osiągających tradycyjny wiek emerytalny następuje automatyczne opóźnienie wieku zaprzestania aktywności zawodowej. Z taką praktyką mamy już do czynienia w Danii, Holandii czy Norwegii. Nic więc dziwnego, że głosy opowiadające się za takim rozwiązaniem słyszalne są coraz częściej także nad Renem.

Może dziwić, ale problem został pominięty w trakcie narady na szczycie, która odbyła się w czwartkowy wieczór w urzędzie kanclerskim w Berlinie. Uzgodniono tam m.in. konieczność przyznawania wyższych emerytur osobom, które ze względów zdrowotnych zmuszone będą do zaprzestania pracy zawodowej krótko przed osiągnięciem ustawowego wieku emerytalnego. Dogadano się również odnośnie do szybkiego zrównania zasad obliczania wysokości rent na wschodzie i zachodzie kraju. W trakcie spotkania nie dotykano problemu wydłużenia wieku aktywności zawodowej. Może i lepiej się złożyło, jeśli zważyć, że w kręgach chadecji coraz częściej usłyszeć można głosy o konieczności przesunięcia tej granicy do 69, a nawet 71 lat. Problem „odżył" w czasie piątkowego posiedzenia Bundestagu, na którym Andrea Nahles przedstawiła raz jeszcze swoje pomysły na przyszłość niemieckich emerytur. Zdziwienie wywołały poczynione przez nią korekty odnośnie do wspomnianych już wartości progowych. Wydłużając perspektywę rozważań do 2045 roku pani minister zaproponowała, aby emerytura nie spadła poniżej 46 proc. średniego uposażenia. Można to, jej zdaniem, osiągnąć bez podnoszenia składek emerytalnych powyżej 25 proc. Trudno się dziwić, że na takie dictum zareagowali już politycy chadeccy, obawiając się, że podniesie to w znaczącym stopniu koszty wytwarzania, co poprzez obniżkę konkurencyjności niemieckich mogłoby zagrozić wzrostowi gospodarczemu.

Można się więc spodziewać, że przyszłość niemieckich emerytur będzie jednak jednym z tematów zbliżającej się kampanii parlamentarnej. W okresie zaś rosnącej popularności wszelkiej maści populistów uzasadnione są obawy, że nie wszyscy wyborcy będą w stanie przyjąć oczywistą konstatację obecną w literaturze przedmiotu, iż systemu emerytalnego nie można uratować jedynie wydłużeniem lat pracy, ale bez tego pociągnięcia zapewnienie przyszłym emerytom godnego świadczenia jest po prostu niemożliwe.

Prof. dr hab. Tomasz Budnikowski jest ekonomistą z Instytutu Zachodniego w Poznaniu.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

W większości niemieckich restauracji w niedzielne południe, i to nie tylko w okresie bardzo celebrowanego w tym kraju adwentu, trudno znaleźć wolny stolik. Pierwszy rzut oka pozwala zauważyć, że wśród gości stosunkowo niemałą grupę stanowią osoby w zaawansowanym wieku. Nie jest tajemnicą, że bardzo często to one właśnie „sponsorują" niedzielne wyjście swoim dzieciom i wnukom. Niemieckim emerytom w dalszym ciągu całkiem dobrze się powodzi. Jedynie co szósty przyznaje, że nie stać go, aby przynajmniej raz w roku wyjechać na tygodniowy urlop. W przedziale wiekowym 18–64 na taki „luksus" nie może sobie pozwolić co czwarty Niemiec, a jedna na 18 osób nie jest w stanie uregulować w terminie opłat związanych z utrzymaniem mieszkania. Podobny problem dotyczy jedynie jednego spośród 77 emerytów!

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację