Lepiej, gdy państwo biznesu nie wyręcza, a co najwyżej go wspiera, ale na rynkowych zasadach. Taką inicjatywą może się stać projekt Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) dla meblarzy. Dobrym pomysłem jest wsparcie ich przy przejmowaniu zachodnich marek i sieci sprzedaży. Meble to nasz eksportowy szlagier, z konkurencyjnymi cenami i wysoką jakością. Tyle że sprzedajemy je na Zachodzie pod obcymi markami, a śmietankę spijają pośrednicy, bo brak nam renomy.

Można bić głową w mur i latami inwestować we własne marki, przekonując do nich Niemców czy Brytyjczyków, ale to długi marsz, zbyt długi. Dlatego np. potężny Orlen na swoich stacjach za Odrą zamienił orła na lokalny Star, a w Czechach utrzymał znak Benzina.

Polscy meblarze powinni za granicą przejmować firmy z dobrymi markami i sieciami sprzedaży. Tak jak już zrobił Nowy Styl, który w Szwajcarii kupił 50-letnią firmę Sitag. To strategia sprawdzona także w innych branżach, np. producent kołków rozporowych Koelner kupił działającego od 1919 r. szkockiego Rawlpluga i nawet przyjął jego nazwę.

Zanim jednak meblarze ruszą na zakupy na Zachód, chcą się wzmocnić, łącząc siły w kraju. PFR ma im pomóc w konsolidacji, wchodząc z udziałami do firm. I tu widzę pewne ryzyko, biorąc pod uwagę miłość polityków do lepienia państwowych golemów. No bo jeśli fundusz po kilku latach udziałów nie sprzeda, za dekadę czy dwie ustawimy się w kolejkach po sofy i stoły przed sklepami Zjednoczenia Państwowego „Meble Narodowe".