Co do tego, czy ta podwyżka się rzeczywiście zbliża, można mieć wątpliwości. Załóżmy jednak, że Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopy w I połowie, a nie pod koniec przyszłego roku, jak do niedawna przewidywała większość ekonomistów. Taka decyzja miałaby na celu podwyższenie ceny kredytu, co zmniejszyłoby popyt na pożyczki i w efekcie schłodziło koniunkturę i zahamowało inflację. Banki ochoczo będą udzielały tym niechętnym klientom kredytów, bo staną się one bardziej rentowne. W ten sposób poprawią wyniki.

Nie trzyma się to kupy? No cóż, bon moty nie najlepiej nadają się do nauki ekonomii. Jednakże nawet ekonomiści i finansiści – w tym członkowie RPP – nie mają pewności, jak gospodarka zareaguje na podwyżkę stóp procentowych z rekordowo niskiego poziomu. Będzie to bowiem eksperyment. Nie można wykluczyć, choć brzmi to paradoksalnie, że podwyżka stóp zamiast schłodzić koniunkturę, jeszcze ją podgrzeje. Przede wszystkim może zostać odczytana przez uczestników życia gospodarczego jako potwierdzenie, że gospodarka ma się świetnie. A to zachęta do inwestowania i konsumowania. Do tego wbrew intencjom RPP popyt na krótkoterminowy kredyt może wzrosnąć. Firmy i konsumenci będą oczekiwały, że stopy jeszcze pójdą w górę, trzeba więc się spieszyć z pożyczaniem. A banki chętnie wyjdą im na przeciw, zwiększając podaż kredytu. Teoretycznie podwyżka stóp powinna zwiększyć skłonność Polaków do oszczędzania, co zahamowałoby konsumpcję. Ale przecież wyższe oprocentowanie oszczędności oznacza, że odkładać można mniej niż przy niższych stopach, aby odłożyć planowaną kwotę. Ekonomia jest pełna zagadek.