Pielęgniarki i położne w jednym z największych polskich szpitali, Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi, odeszły wczoraj od łóżek. Atmosfera była napięta. Na oddziale gastroenterologii przyklejono nawet kartkę, że rodzice nie będą wpuszczani do małych pacjentów. – Rozumiem problemy pielęgniarek, ale jak można mnie nie wpuścić do chorego dziecka – denerwowała się jedna z matek.
Na szczęście strajk trwał tylko jeden dzień – już po południu się okazało, że siostry wywalczyły podwyżki. Ich zarobki wzrosną o 200 zł na rękę (u pielęgniarek, które pracują krócej niż 20 lat) lub o 350 zł (u tych z dłuższym stażem).
– Dotąd zarabiałyśmy 1800 – 1850 zł miesięcznie netto. To pensja, do której jest już wliczona trzynastka wypłacana w ratach oraz wynagrodzenie za dyżury – mówi Danuta Klimczak, położna z trzyletnim stażem.
– To skandal, że tylko strajkami możemy walczyć o podwyżki – oburza się jej koleżanka Bożena Frontczak, która w zawodzie pracuje od 13 lat. Większość strajkujących pielęgniarek liczyła na więcej. Początkowo żądały wzrostu wynagrodzeń o ok. 600 zł netto. Jednak ostatecznie zmęczone dyżurami i protestem dobrze przyjęły porozumienie i zapowiedź renegocjowania umowy w czerwcu.
– Szpitala, który jest w trudnej sytuacji finansowej, nie było stać na większe podwyżki – mówi dyrektor Przemysław Oszukowski. Oblicza, że spełnienie żądań pielęgniarek kosztowałoby ok. milion złotych miesięcznie. Po porozumieniu kwota ta wynosi ok. 300 tys. co miesiąc. Do szpitala przyjmowane są matki z powikłaniami ciąży i dzieci wymagające po urodzeniu specjalistycznej opieki. Trafiają tu pacjenci niemal z całego kraju, choć placówka od czasu popadnięcia w długi broni się przed przyjmowaniem osób spoza województwa, tłumacząc się np. brakiem respiratorów do podtrzymywania życia niemowląt. Dług wynosi już ponad 100 mln zł i ciągle rośnie, bo koszty placówki przekraczają wpływy z kontraktu z NFZ.