Oczywiście. Przecież najbardziej podstawowe wskaźniki stanu zapalnego – białko CRP i leukocytoza, czyli liczba białych krwinek wchodzą w skład prostego badania krwi. Jeśli są podwyższone, w organizmie przebiega zakażenie. W dalszej kolejności zleciłbym badanie ukierunkowane bakteriologicznie, które daje odpowiedź na pytanie, jaka bakteria wywołała stan zapalny, i określa jej wrażliwość na antybiotyki. Ostatnio miałem pacjentkę, nauczycielkę, którą przez trzy tygodnie leczono antybiotykami, ale bez badania bakteriologicznego. Zrobiłem je dopiero ja, kiedy trafiła do mnie z zapaleniem płuc o lekkim przebiegu.
Tyle że na wynik badania bakteriologicznego trzeba poczekać?
W dzisiejszych czasach uzyskuje się go już w drugiej–trzeciej dobie, a nie, jak kiedyś, po tygodniu. Jeżeli podejrzewam u pacjenta zapalenie płuc, to zlecam badanie bakteriologiczne i przez dwa dni mogę go „przeciągnąć" na paracetamolu albo jakimś środku przeciwzapalnym. Lekarz, który włącza antybiotyk u każdego pacjenta z dreszczami, gorączką i szmerem w płucach, strzela na ślepo. Może się okazać, że nie trafił i po dwóch tygodniach będzie musiał zmienić antybiotyk.
Na ślepo leczy jednak bardzo wielu lekarzy.
Bo są przez pacjentów stawiani pod ścianą. Mówią: „Mam firmę, rodzinę, nie mogę iść na zwolnienie. Musi mnie pan wyleczyć w jeden dzień", i lekarz ulega presji.
Już nawet nie przekonuje, że chory powinien trzy dni poleżeć w łóżeczku, wygrzać się, wypocić i nawodnić. Wie, że nikt nie ma na to czasu. Tymczasem wystarczyłoby proste badanie bakteriologiczne, a u osób z podejrzeniem zapalenia płuc – obowiązkowo rentgen klatki piersiowej. Dziś, gdy zdjęcie można zrobić w technologii cyfrowej i szybko opisać, nie wolno tego zaniedbać.