Reklama

Gen. prof. Grzegorz Gielerak: Ranni nie zostaną sami

W zakresie medycyny pola walki mamy doskonale przygotowany personel – mówi gen. prof. Grzegorz Gielerak, szef Wojskowego Instytutu Medycznego.

Publikacja: 09.03.2022 21:31

Gen. prof. Grzegorz Gielerak: Ranni nie zostaną sami

Foto: PAP/PAWEŁ SUPERNAK

Według niektórych danych, w Polsce jest już ponad milion uchodźców z Ukrainy. Czy system ochrony zdrowia jest przygotowany, by udzielić pomocy tylu osobom?

Gen. prof. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego: Epidemia SARS-CoV-2 pokazała, jak ważne było wypracowanie rekomendacji przygotowujących polską ochronę zdrowia na poważne sytuacje kryzysowe. Wiele z nich z powodzeniem mogłoby być zastosowanych w przeciwdziałaniu kryzysowi związanemu z konfliktem zbrojnym, rozgrywającym się za wschodnią granicą Polski tak, aby na dobre wprowadzić pragmatykę działań systemowych w miejsce nadto powszechnych rozwiązań doraźnych.

Rząd twierdzi, że system jest przygotowany, a w 120 szpitalach przygotowano dla uchodźców ponad 7 tys. miejsc., gdzie mają otrzymać darmową opiekę medyczną i leki.

Jednak rzecz nie w liczbie placówek, ile ich doborze rzeczowym pod kątem spodziewanych potrzeb definiowanych rodzajem problemów zdrowotnych z jakimi będą się zgłaszać migranci w Ukrainy. Analiza potrzeb jaką już dziś można obiektywnie przeprowadzić jasno pokazuje, że na pierwszym miejscu znajdują się powszechne zachorowania oraz zdarzenia medyczne związane z chorobami przewlekłymi, ściślej rzecz biorąc dekompensacją ich przebiegu spowodowaną zarówno brakiem leków, jak i okolicznościami w jakich znalazły się dotknięte kryzysem uchodźczym osoby. Niemiej jednak pamiętajmy, że wśród potrzebujących pomocy medycznej będą także jednostki porażone środkami walki. Dziś już widać wyraźnie, że potrzeby w tym zakresie z upływem czasu będą rosły geometrycznie, co będzie spowodowane pogarszającą się kondycją lokalnej służby zdrowia – malejące zasoby oraz ubytki w infrastrukturze, ale także rosnącą liczbą rannych i skalą obrażeń, co wprost wynika z widocznej od kilku dni eskalacji działań wojskowych prowadzonych przez Rosjan. Ta grupa osób, jak pokazują doświadczenia WIM z pomocy udzielanej rannym podczas walk toczących się w Donbasie w latach 2014-2015, stanowi prawdziwe wyzwanie medyczne wymagające uprzedniego doń przygotowania tak w zakresie infrastruktury medycznej, jak i kompetencji skierowanego do opieki personelu. Warto w miejscu podkreślić, że w Polsce, podobnie jak we wszystkich krajach NATO, zadania tego rodzaju w pierwszej kolejności są podejmowane przez odpowiednio wyposażony i przeszkolony w zakresie medycyny pola walki personel medyczny sił zbrojnych. Od ponad dekady jedynym miejscem kompletnego kształcenia w tej dziedzinie w Polsce jest Wojskowy Instytut Medyczny, co pozwoliło m.in. Siłom Zbrojnym RP przygotować profesjonalne kadry medyczne do zabezpieczenia operacji realizowanych w ramach kontyngentów wojskowych np. w Afganistanie. Wieloletnia praktyka pokazuje, że najważniejsze jest doświadczenie, czyli potwierdzenie umiejętności w realnym działaniu. Siłą rzeczy to właśnie medycy wojskowi są ekspertami w tej dziedzinie.

Czytaj więcej

Zuzanna Dąbrowska: Ludzie pomogli, pora na rząd
Reklama
Reklama

To znaczy, że szpitale, które mają przyjmować uchodźców, będą w stanie pomóc tylko tym, którzy nie są ofiarami działań wojennych?

Ich przeszkolenie i wyposażenie w większości nie pozwala na ratowanie ofiar wybuchów czy postrzałów. Na co dzień zajmują się ratowaniem chorych w sytuacji pokoju, a nie zdarzeń nagłych z jakimi mamy do czynienia w warunkach współczesnego pola walki.

Medycy cywilni nie potrafią opatrywać ran postrzałowych czy obrażeń w wyniku wybuchów? Wielu z nich twierdzi, że rana od bomby niewiele różni się od tej odniesionej w poważnym wypadku.

Medycyna pola walki w kilku kluczowych dla ratowania życia procedurach różni się od cywilnej, a w sytuacji ataku terrorystycznego czy wybuchu poprawne wykonywane procedur ratownictwa cywilnego w ich klasycznym układzie ABC może nawet pogorszyć rokowanie osoby porażonej. Ratownik cywilny skupia się na tym, by najpierw przywrócić oddech, natomiast wojskowy w pierwszej kolejności hamuje krwawienie i ogranicza jego skutki wykorzystując do tego celu specyficzny sprzęt i materiały medyczne oraz zabiegi diagnostyczno-terapeutyczne. To odruchy oraz stojąca za nimi wiedza i umiejętności, które mają kluczowe znaczenie na polu walki, gdzie trzeba działać automatycznie, według z góry określonego, narzuconego warunkami pola walki schematu. Nie mniej ważne są także dalsze działania z obszaru medycyny naprawczej, tj. w jaki sposób skutecznie zaopatrzyć uszkodzone urazem wysokoenergetycznym (postrzałem) tkanki i narządy w sytuacji, gdzie widoczne uszkodzenie mechaniczne jest tylko częścią rzeczywistych obrażeń, na które składa się również uraz ciśnieniowy – tzw. jama czasowa. Dodajmy do tego jeszcze, że poszczególne tkanki mają własną, specyficzną odpowiedź na ten rodzaj traumy, co dodatkowo przemawia za koniecznością posiadania odpowiednego doświadczenia w ich leczeniu, i to na każdym etapie postępowania. Nie ma przypadku w tym, że od drugiej połowy lat 90. ubiegłego wieku wszystkie postrzały, jakie miały miejsce na terenie Warszawy i okolic, trafiały właśnie do WIM. Kształcenie przed- oraz podyplomowe medyków cywilnych nie obejmuje zajęć z postępowania w obrażeniach pola walki. Szkolenia w tym zakresie są fakultatywne, w formie kursów z medycyny taktycznej realizowanych dziś głównie przez podmioty wojskowej służby zdrowia.

Ostatecznie WIM znalazł się na liście placówek, do których mają trafiać uchodźcy, choć to głównie medycy cywilni pomagają dziś na granicy. Dlaczego?

Cieszę się, że będziemy mogli wykorzystać nasze najlepsze, jeszcze raz podkreślę unikalne doświadczenia w leczeniu obrażeń pola walki na etapie leczenia szpitalnego. Niemniej jednak skala wiedzy i możliwości jakimi możemy się podzielić, wnieść do szeroko rozumianego systemu ochrony zdrowia jest znacznie większa i mając na uwadze fakt, że z dnia na dzień staliśmy się państwem przyfrontowym jesteśmy tymi okolicznościami dodatkowo motywowani – w pełni gotowi do działania. Osobiście jako państwowiec nigdy nie widziałem, a dziś już zupełnie nie dopuszczam zachowań, możliwości prowadzenia działań, które naznaczone jakąkolwiek niechęcią, uprzedzeniem mogą rzutować na bezpieczeństwo Polaków.

Reklama
Reklama

Jak powinno się zarządzić kryzysem na granicy zgodnie z zasadami medycyny pola walki?

To proces decyzyjny, który zawsze powinien być skalowany na poziomie państwa. Stąd na początek na pewno warto rozważyć zmniejszenie początkowej liczby podmiotów zaangażowanych w działanie – z dzisiejszych 120 do maksymalnie 20-30. Realizacja rekomendacji pozwoli lepiej zorganizować opiekę medyczną gwarantując wyznaczonym szpitalom dostępność do personelu medycznego posiadającego doświadczenie w leczeniu chorych z obrażeniami pola walki. Umożliwi także prowadzenie bardziej efektywnego zarządzania łóżkami szpitalnymi minimalizując skutki ograniczonej ich dostępności, co może mieć miejsce w sytuacji napływu dużej liczby rannych.

W tego typu okolicznościach nigdy nie ma miejsca na eksperymenty, jest za to wymóg prowadzenia chłodnej kalkulacji w obszarach spodziewanych korzyści i strat, a wszystko po to, aby te drugie były jak najmniejsze. Segregacja medyczna powinna być prowadzona jak najszybciej, jak najbliżej miejsca przekazania chorych pod opiekę stronie polskiej, np. w punktach opieki medycznej, skąd po krótkiej ocenie medycznej oraz rejestracji w ogólnopolskim systemie, ranni byliby transportowani do wyznaczonych szpitali. Osoba dokonująca segregacji powinna również posiadać pełną wiedzę nt. dostępności metod leczenia w poszczególnych placówkach tak, aby realizowany na miejscu proces decyzyjny był podejmowany w sposób gwarantujący możliwie najlepsze zestrojenie indywidualnych potrzeb medycznych rannych z posiadanymi w podmiotach szpitalnych możliwościami terapii. Dalsza ewakuacja powinna być prowadzona za pomocą wydzielonych środków transportu medycznego – jednostek Państwowego Ratownictwa Medycznego, w tym Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, zgodnie z decyzjami jakie zostaną podjęte w trakcie procedur indywidualnej kwalifikacji do leczenia. Ewakuacja nie powinna trwać dłużej niż 60-90 minut, a osoba dokonująca kwalifikacji powinna również posiadać pełną wiedzę nt. dostępności metod leczenia w poszczególnych placówkach. Za dalece niewskazane z medycznego punktu widzenia należy uznać podejmowanie dodatkowych działań transportowych, o ile ich docelowym przeznaczeniem nie jest podniesienie jakości opieki medycznej np. z poziomu opieki lekarskiej podstawowej do kwalifikowanej.

Ochrona zdrowia
Zdrowie żołnierza fundamentem bezpieczeństwa państwa
Ochrona zdrowia
Złoty biznes na pilotażu w psychiatrii. Śledztwo „Rzeczpospolitej” o nadużyciach w CZP
Materiał Promocyjny
Wielka diagnoza polskiego POZ. Badanie Centrum Medycznego CMP wskazuje luki między świadomością a potrzebami pacjentów
Ochrona zdrowia
Oddolna prywatyzacja i zamykanie szpitali to realny scenariusz na kolejne lata
Ochrona zdrowia
Miliardy złotych luki w budżecie NFZ. Demografia wykończy system?
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama